O książce
Główną bohaterką jest 21-letnia Anastasia Steele. Młodziutką studentkę literatury angielskiej poznajemy w dniu, gdy musi przeprowadzić wywiad do studenckiej gazety. W ten sposób pomaga koleżance, która właśnie się rozchorowała. Gdy poznaje młodego i tajemniczego przedsiębiorcę Christiana Greya, coś zaczyna między nimi iskrzyć.
Dzień wywiadu zapoczątkował ciąg wydarzeń, które wprowadzają Anastasię w świat perwersyjnego seksu BDSM i mrocznych pragnień. Zaczyna się dziwny romans, który wciąga i pogrąża. Cała książka opowiada tylko o tym, co dzieje się między Aną i Christianem.
Moja opinia
Pierwsze, co rzuca się w oczy to bardzo, ale to bardzo prosty język. Nie wiem na ile jest to wina tłumaczenia, ale trochę dziwnie mi się czytało tę książkę. Do tego ciągle pojawiający się przymiotnik „sardoniczny”. Zbyt wyszukane słowo do powszechnie panującej prostoty językowej. Rzeczą przeszkadzającą były też wulgaryzmy, które często pojawiały się w niewłaściwych miejscach. Psuło to nastrój i rozpraszało uwagę. Do uwag o języku należy również dodać powtarzające się w nieskończoność: rety, jęczę, głośno wciąga powietrze, przelecieć i jasny gwint, rozpadam się na milion kawałków… To było po prostu nudne.
Do minusów muszę też zaliczyć fragmenty o „wewnętrznej bogini” Anastasii. Co to u licha miało być? I po co? Te fragmenty nie wnoszą nic ciekawego czy nowego do książki.
„Pięćdziesiąt twarzy Greya” nie byłaby taką złą książką, gdyby autorka skupiła się bardziej na skomplikowanych relacjach między Anastasią i Christianem, a mniej na seksie. Liczne opisy ich zbliżeń były nudne i podobne do siebie. Powiedziałabym nawet, że mało oryginalne jak na „taką” książkę. Za dużo tego było i czasem się nudziłam.
No dobrze, było o minusach, które zawsze jakoś bardziej rzucają mi się w oczy, teraz czas na plusy.
Podobało mi się, że autorka położyła duży nacisk na bezpieczny seks. Każdy sposób uświadamiania młodych ludzi jest dobry. Mogłaby to zrobić trochę subtelniej, ale nie czepiajmy się drobnostek.
Podoba mi się historia skomplikowanej miłości. Nie mówi się tu wprost o uczuciu, a jednak niejednokrotnie czytelnik wie, że bohaterów połączyło coś więcej niż pożądanie. Akcja toczy się w ciekawy sposób. Prawie do końca zastanawiałam się, czy Ana podpisze umowę. Ciekawa też jestem jak dalej potoczą się losy bohaterów. Czy tajemniczy Grey będzie potrafił się zmienić? Czy Ana da mu szansę? I co z tego wyniknie? Na pewno sięgnę po kolejne części.
Myślę, że książka „Pięćdziesiąt twarzy Greya” może się spodobać wielu kobietom. Owszem, ma swoje minusy. Mimo to budzi drzemiące gdzieś w zakamarkach podświadomości ukryte, mroczne pragnienia i to jest jej największy atut. To taki rozbudowany Harlequin, który dobrze się czyta. Opowiedziana historia wciąga. Chcemy poznać tajemnice Greya i dowiedzieć się, co dalej zrobi młodziutka Anastasia. To wszystko sprawia, że zapominamy o mankamentach. To chyba właśnie jest fenomen tej książki i całej serii.
A jaka jest Wasza opinia o pierwszej części trylogii? Czytaliście? Napiszcie swoje wrażenia w komentarzach.
Tytuł: Pięćdziesiąt twarzy Greya
Autor: E L James
Seria: Pięćdziesiąt odcieni, Część 1
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 608
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7508-597-6