"syf, miazga, po prostu masakra" , "a w ogóle to lepiej tego nie rób, bo i tak nic z tego nie wyjdzie", "po jasną cholerę mam próbować, skoro już widać, że są lepsi", "weź przestań mi mówić o jakimś pozytywnym myśleniu czy nastawieniu, skoro ja przecież kompletnie się do tego nie nadaję", "łatwo ci powiedzieć. nie da się i już. co myślisz, że nie wiem?". O, takie właśnie odpowiedzi słyszę przeważnie na pytania "co słychać?", "czy myślisz, że warto wysłać do nich moje ogłoszenie", "a może spróbujesz jeszcze raz, tylko jakoś inaczej?". I tak mogłabym w nieskończoność. Krótko mówiąc, pozytywne myślenie aż furczy normalnie. Tylko mocno ukryte to furczenie jakby tak.
ZA KAŻDYM POZYTYWNYM NASTAWIENIEM UKRYTA JEST SIŁA NASZEJ OSOBOWOŚCI. JESTEŚMY W STANIE WYOBRAZIĆ SOBIE DOBRE ZAKOŃCZENIE PONIEWAŻ DOSKONALE WIEMY, ŻE STAĆ NAS WŁAŚNIE NA TAKI KONIEC.
Oto moich 10 sposobów na to, jak zacząć myśleć pozytywnie:
1. uwierz w to, że to, co robisz zakończy się pozytywnie;
2. nie wyrzucaj swoich obaw do kosza, a umiejętnie i ze zdrowym rozsądkiem rozdzielaj je pomiędzy wszystko, co przed Tobą;
3. jak najczęściej wizualizuj sobie dobre zakończenia; przy każdej próbie przemycenia "krwi, miazgi, syfu" zastąp to "słońcem, kwiatkami i śpiewającymi ptaszkami";
4. pamiętaj, że na masę rzeczy kompletnie nie masz wpływu i staną się one czy tego chcesz, czy nie. Nie staraj się zatem kontrolować wszystkiego. Tak się po prostu nie da;
5. z całą resztą rób wszystko, co w Twojej mocy i zasięgu, żeby doprowadzić je do pozytywnego końca;
6. nie ładuj negatywnych emocji w swoich najbliższych i dalszych, a już na pewno nie rób tego własnym dzieciom; jeśli już musisz widzieć na czarno, ukryj się w odosobnieniu i nie wychodź stamtąd, dopóki nie zobaczysz światełka w tunelu;
7. eliminuj ze swojego otoczenia każdy przejaw negatywnego nastawienia. Bądź bezlitosna dla tych, którzy Ciebie tym karmią. Ale nigdy nie pozostawiaj ich ze zwykłym "nie, bo nie". Wytłumacz;
8. otaczaj się ludźmi, od których bije coś pozytywnego;
9. naucz się czerpać radość z rzeczy małych. Wszystko ma swoje dobre strony. Trzeba tylko umieć to zobaczyć. Tutaj możesz przeczytać o tym więcej. Im częściej będziesz sama dla siebie produkować szczęście, tym rzadziej będą dopadały Cię negatywne emocje i czarnowidztwo;
10. im więcej pozytywnego będziesz produkować, tym więcej tego, co pozytywne, wróci do Ciebie. To działa na zasadzie: wszystko to, co oddajesz, wraca do Ciebie: dobro za dobro, zło za zło.
To zadziwiające, że większość z nas ma niesamowitą łatwość w sączeniu negatywnych myśli. Łatwiej nam jest skroić złe zakończenie, niż zastanowić się nad tym, jak byłoby fajnie, gdyby się dobrze skończyło.
BRAK REAKCJI NA SĄCZONE, NICZYM KROPLOMIERZEM, KOLEJNE, NEGATYWNE WIZJE DO NASZEGO ŻYCIA POWODUJE, ŻE ZAGNIEŻDŻAJĄ SIĘ ONE W NASZEJ ŚWIADOMOŚCI I PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ STAJĄ SIĘ CZĘŚCIĄ NAS, KTÓRĄ MY Z KOLEI PRZEKAZUJEMY NASZYM DZIECIOM.
Całą masę negatywnych emocji produkują dorośli, którzy stali się rodzicami. Z tym, że nie są kompletnie świadomi, że tak właśnie robią. Ich zdaniem jest to wyraz troski o własne dzieci. Uprzedzenia ich przed tym, co się może złego stać. I żeby później nikt im nie wyrzucił "dlaczego mi nie powiedziałaś??".
A ja mówię na to tak: w dupie mam taką troskę.
Doceniam, szanuję, a nawet wdzięczna jestem za to, że ktoś się o mnie troszczy. Ale to można wszystko powiedzieć w zupełnie inny sposób, który nie zostawi po sobie smrodu miazgi, która na końcu przecież się wydarzy, bo jak inaczej. A może i można w ogóle tego nie mówić? Może można po prostu życzyć wszystkiego co najlepsze i spadać do siebie? Aaaa niee. Bo wtedy, według nich, od nas usłyszą "mogłaś mnie ostrzec!", "liczyłam na ciebie i co?". Za każdym razem pozostaje więc uprzedzić ten koszmar, który nas czeka.
Czy można powiedzieć to samo w innym sposób? Jasne, że można. Oto kilka przykładów na to, jak inaczej, nie kreśląc masakrycznego końca, można powiedzieć to samo:
1. ostrzeganie dziecka, przed nieszczęściem
NEGATYWNE: "nigdy więcej nie podnoś nogi na stojąco w wannie, rozumiesz? wywrócisz się, skręcisz szyję i będzie. rozumiesz, czy nie?"
POZYTYWNE: "kochanie, a może spróbuj inaczej umyć sobie nóżki, co? o, usiądź sobie wygodnie, tak i teraz podnieś jedną nóżkę, umyj, a potem drugą. prawda, że tak wygodniej? no widzisz"
2. troska rodzica o dziecko jadące na wycieczkę
NEGATYWNE: "pamiętaj, nie odłączaj się od grupy. zgubisz się, porwą cię, a w najlepszym wypadku trafisz pod koła. masz się trzymać pani, rozumiesz?"
POZYTYWNE: "kochanie z kim jesteś w parze? dobrze. pilnuj kochanie, żebyście zawsze trzymały się za rączki, dobrze? stoicie za Adasiem i Marcinem, a za Wami idzie Kasia i Wiktoria. zapamiętasz kochanie? w takiej grupie będzie Wam wesoło. a jak będziesz coś chciała od Pani, jedna jest na początku, a druga tuż za wami"
3. troska dziadków o zdrowy rozsądek dzieci i bezpieczeństwo wnuków
NEGATYWNE "oj, nie chodźcie do lasu, no. ledwo wczoraj mówili, że porwali jakieś dziecko właśnie w lesie. matka na chwilę odeszła i o. nie ma dziecka. a w ogóle to wy na jakimś pustkowiu tam mieszkacie, prawda? to w razie napadu, kradzieży czy pożaru nikt wam nie pomoże. to może wracajcie już, co?"
POZYTYWNE "cudownie, że macie tam takie cudne tereny, no. inhalacje w takim lesie to zbawienie dla was. o i świetnie, że komórka wszędzie działa. że masz zasięg. czujesz się dużo bezpieczniej, prawda?"
Zanim przejdę dalej, muszę tutaj wstawić mały komentarz. Otóż relacje dziadkowie-rodzice wnuków (ich dzieci), w bardzo wielu przypadkach opierają się na regule "a nie mówiłam/nie mówiłem?". To od pokoleń wpisana w ten układ zasada, z jednej strony uprzedzania tego, co może się przydarzyć złego, a z drugiej wszechpożądanego przez dziadków posiadania racji. Dziadkowie bowiem wychodzą z założenia, że skoro oni wychowali nas, a z nas wyrośli dorośli ludzie, oni mają obowiązek wychowywania również naszych dzieci-ich wnuków, bo przecież my w tym doświadczenia nie mają, a oni i owszem. Brną więc, za każdym takim razem, w uświadamianie nam, co takiego koszmarnego może nam się przydarzyć. Mają komentarz do wszystkiego: począwszy od "oj ubierz ją jakoś cieplej, bo zaraz anginy dostanie", aż do "no do kościoła to moglibyście raz na ruski rok pójść. toż na religię chodzi i co będzie w klasie mówić? wstyd będzie".
Trudno mi jest zrozumieć, dlaczego większość moich znajomych ma takie właśnie doświadczenie ze swoimi rodzicami. No ze mną na czele. Skąd u tych naszych rodziców tyle negatywnych emocji? Wojna ich tak ulepiła? Komuna? PRL? Ocet na półkach?
Nie deprecjonuję ich doświadczeń. "Każde pokolenie ma własny czas", jak śpiewa Skawiński. A może to wcale nie kwestia pokoleniowa, a indywidualnie każdego z nich osobno? … No, ale nie czas teraz na to. Może kiedy indziej.
Tyle tytułem komentarza. Wróćmy do meritum.
4. budowanie w dziecku motywacji do nauki
NEGATYWNE: "ciekawe ile razy popełnisz błąd w tym ćwiczeniu? nie dasz rady zrobić go całego dobrze" – z nadzieją, na działanie z przekory. "ja nie dam rady?? a to ci pokażę". Tylko co się dzieje, kiedy w kółko i na okrągło ładuje się takie emocje w dzieciaczka? Jak potem dziecko ma uwierzyć, że rodzic wierzy w jego możliwości, zdolności i siły?
POZYTYWNE: "ha, wiesz co? jestem przekonana, że poradzisz sobie z tym ćwiczeniem najlepiej jak potrafisz".
5. oswajanie dziecka z popełnianiem błędów
NIEGATYWNE: "znowu tu jest błąd. ile razy mam ci powtarzać, że jak będziesz robić tyle błędów, będą same jedynki w dzienniku?? no weż rzesz się skup choć trochę"
POZYTYWNE: "popatrz kochanie, w tym zdaniu jest błąd. powiesz mi gdzie? no właśnie. nie chodzi o to, że popełniłaś błąd. błędów nie robi ten, kto nic nie robi. teraz go popraw i jeszcze raz powtórzymy, jak to powinno być dobrze napisane. popatrz i w ten sposób, dzięki temu, że zrobiłaś ten błąd, utrwaliłaś sobie, jak się ten wyraz pisze i drugi raz już takiego błędu nie zrobisz, tak? no pięknie. widzisz, to się właśnie nazywa nauka na błędach".
I takich przykładów można by jeszcze setki mnożyć i mnożyć.
Wniosek jest jeden: WSZYSTKO można powiedzieć inaczej, jeśli trzeba w ogóle się odezwać. NIC nie narzuca negatywnego wizualizowania, chyba, że to o czym mówimy jest z definicji pozbawione pierwiastka optymistycznego. Chodzi o pewien umiar, równowagę, wyczucie. Umiejętność produkowania szczęśliwych zakończeń w sytuacjach, które nie muszą skończyć się źle.
Ważne jest też to, żeby nie przeoczyć tego momentu kiedy w nasze życie wkrada się to, co czarne, negatywne. Wiele rzeczy bowiem dzieje się w naszej podświadomości i bez naszego nadzoru. I jeśli w porę nie wyłuskamy tych negatywnych emocji, zagnieżdzą się w nas i zajmą miejsce tym jasnym, pozytywnym.
Ale najważniejsze, najbardziej ważne z ważnych jest co innego. Mianowicie, że BĘDZIE DOBRZE!!
I z tym Was, kochani zostawiam. Pomyślcie tak więcej niż raz w ciągu dnia. Bądźcie dla siebie mili. Bądźcie dla siebie dobrzy. Nie szczędźcie innym komplemetów. Mówcie je sobie. Podnoście się silniejsi po każdym upadku. Słuchajcie innych, ale rozsądnie przyjmujcie do siebie tylko to, co dla Was wartościowe. Komunikujcie ze światem pozytywne myślenie i zarażajcie tym innych.
A jeśli już komunikujecie i zarażacie, to powiedzcie mi w jaki sposób? Jakie są Wasze sposoby na pozytywne myślenie? Ile razy w ciągu dnia czujecie, że będzie dobrze?? Czy Wam to pomaga, czy jest obojętne?
Czy Wasza szklanka jest na do połowy pełna, czy na wpół pusta??
Czekam na Wasze odpowiedzi,
Ściskam, Kilińska