Dlaczego?
Dlatego, że wyjść z anoreksji nie jest łatwo. Bo wyjść z anoreksji trzeba chcieć, a one nie chcą. Sama nie chciałam przytyć.
Zatem zacznę od początku.
Tak, nazywam sama siebie ex-Anorektyczką, bo przeszłam przez to piekło i dalej żyję, ważę „normalnie”, jem „normalnie”, egzystuję wśród społeczeństwa w zgodzie z przyjętymi ogólnie normami. Nikt mnie teraz nie wytyka palcem, nie obgaduje za plecami, nie chce na siłę utuczyć. Wreszcie spokój z zewnątrz.
W tym roku mija 10 lat odkąd poznałam Anę. Sporo czasu. Sporo czasu też trwał nasz związek. Jakoś nie mam specjalnego pociągu do kobiet, a z nią żyłam parę lat. Później miałam skok w bok, w kierunku jej koleżanki – Bulimii, za co zapłaciłam całkiem wysoką cenę. Właściwie to do tej pory się nie wypłaciłam. Na szczęście da się z tym żyć! Więc nie jest tak źle ;)
Po takich romansach mój organizm miał już dość dodatkowych emocji i zaczął współpracę z głową. Trochę to trwało, nim tory się naprostowały jako tako. W dużej mierze w zrozumieniu swojej partnerki Any pomogła mi moja determinacja, aby wreszcie lepiej ją poznać. Później poznałam też przecudowną Panią Kasię (psycholog), która… zamiast głaskać mnie po główce i ocierać łzy, dała porządnego kopa w tyłek! Nie ma co!
I tak zaczęła się moja przygoda, która polega na nieustannym odkrywaniu kolejnych kart podstępnej Anoreksji, o której będę Wam tutaj przez najbliższy czas opowiadała…