….Kosz pełny, nikt go nie wyrzucił, no my na pewno nie, przecież to ON miał to robić. Więc kosz stoi i czeka, cuchnie niemiłosiernie, żaden śmieć się już nie zmieści. Pojawia się On, mąż, nie mąż, partner, jak kto woli, zerka na śmieci i mówi:
- O śmieci…..
Na to Ona żona, nie żona, partnerka, kochanka tylko na to czeka, bierze głęboki wdech i zaczyna słowotok
- śmieci, śmieci, ile razy mam Ci powtarzać wyrzuć śmieci? No ile? Nóg nie maja, same nie wyjdą! Pewnie myślisz, że jak będziesz udawała, że nie słyszysz ja w końcu wyrzucę?! Taka figa, nie wyrzucę, będą tu stać i zapuszczać korzenie…….( I tak dalej i dalej i dalej)
Wiecie, co z tego zapamiętał nasz rozmówca? Pewnie nic, wyłączył się w momencie, kiedy jego lepsza połowa brała głęboki wdech. Nie można tak robić.
Przejdźmy do kolejnej odsłony, sceneria ta sama, kosz jak stał tak stoi i cuchnie. On wchodzi, rzuca hasło
- o śmieci
Ona na to
- Ano śmieci. ( Już bierze głęboki oddech, już chce się rozpędzić, gryzie się w język) Miałeś wyrzucić dzisiaj rano.
Z jego strony cisza. Ona naprawdę się starała mało powiedzieć. Ale ta cisza i brak reakcji są jak lont zapalny. Bierze głęboki wdech i poszło. Tak też nie można. Do tego pretensjonalny ton. Kłótnia gotowa.
Jak to powinno wyglądać? On wchodzi, zerka na kosz na to ona
- Wyrzuć śmieci. Teraz. Śmierdzą.
- Ok. – idzie, wyrzuca, koniec.
Krótko, zwięźle i na temat, bez emocji, całej palety barw. Zwięzły komunikat. On to zapamiętał, zrobił, wrócił. Na deser powiedzcie coś miłego, aby chciał to powtarzać, cokolwiek nawet zwykłe dziękuję. Trochę jak z aportowaniem musi być nagroda. I to działa, w każdej kwestii, nie tylko śmieciowej. Równie dobrze może to być:
- Weź dziecko. Umyj małą. Przewiń Kubusia. Chodź do łóżka.
Jak najmniej treści pokarmowej i będzie dobrze.