Pewnego dnia podczas jednej z takich przechadzek znaleźliśmy z koleżanką małego kotka. Był tak malutki, że ledwo mieścił się nam w ręce. Co zrobiłoby każde dobre dziecko? No oczywiście wzięło kotka ze sobą – taki maluszek, jeszcze by się coś mu stało.
Jak pomyślałyśmy, tak zrobiłyśmy. Wzięłyśmy i zawinęłyśmy kotka w bluzę i pobiegłyśmy do mojego domu. Mama popatrzyła, pokręciła nosem i powiedziała, że z kotka nic nie będzie – za wcześniej został odebrany rodzicom. Smutno nam się zrobiło, ale nie chciałyśmy się poddać. Wzięłam swoją skarbonkę, w której od roku gromadziłam pieniążki na ulubioną zabawkę i poszłyśmy z koleżanką do pani weterynarz.
Miła pani obejrzała kota i stwierdziła, że przy odpowiedniej diecie oraz odrobaczaniu ma on duże szansę żeby przeżyć. Dostałyśmy od niej strzykawkę bez igły, tak by móc go karmić, kocyk, miseczki, karmę dla małych kotów oraz specjalne mleko, a także założyłyśmy mu książeczkę zdrowia. Kiedy wizyta dobiegła końca podałam pani swoją skarbonkę pytając się czy tyle starczy i że jak za mało to pobiegniemy do naszych mam i przyniesiemy jej więcej. Weterynarz tylko się uśmiechnęła i powiedziała, że nie chce od nas ani grosza, ale mamy wpaść do niej za kilka dni i pokazać jej jak się ma kotek.
Kot został u mnie w domu. Obecnie Antek ma 12 lat i całkiem nieźle się trzyma. Regularnie odwiedzam panią weterynarz, okazyjnie przynosząc jej przygotowane przeze mnie wypieki. Gdyby nie ona mój pupil pewnie nie dożyłby do końca tygodnia.