Początkiem opowieści jest zamach terrorystyczny w Beer Szewie, gdzie zginęły dwie osoby, a w zależności od źródła, od 9 do 11 zostało rannych. Zapytacie być może „a co do cholery, jest takiego dziwnego w tym, że palestyńscy terroryści zaatakowali dworzec autobusowy w Izraelu? Toż to norma.” Otóż nie, bo zamachu dokonał Beduin, który z Palestyńczykami ze Strefy Gazy ma wspólnego niewiele poza tym, że jest Arabem. Do tej pory Beduini nie dokonywali zamachów, a cześć z nich od chwili powstania Państwa Izrael służyła w armii izraelskiej, podobnie jak Druzowie (też Palestyńczycy, jakby kto pytał, ale ich religia jest odmienna od prawowiernego islamu i przez innych Arabów są traktowani jako heretycy).
Beduini byli, i w znacznej części nadal są, izraelskimi patriotami, tylko państwo jakoś tego nie potrafi docenić. W społeczeństwie izraelskim pokutuje opinia, że to złodzieje samochodów, handlarze narkotyków i przemytnicy. Ci bardziej życzliwi porównują ich do europejskich Cyganów. Jednak Beduinów od Cyganów różni praktycznie wszystko z wyjątkiem koczowniczego stylu życia. Nie mają zakazów takich jak Cyganie. Nie słyszałem o Cyganach w armii, Policji lub w inny sposób służących krajowi w którym mieszkają. Jednak mimo tego, że Beduini pozostają lojalnymi obywatelami Izraela, są traktowani jak druga albo i trzecia ich kategoria. Operacja, zwana planem Prawera-Begina ma być dobrodziejstwem dla Beduinów. Ma im pomóc w zmianie dotychczasowego trybu życia, zwiększyć dobrobyt, dostęp do edukacji i służby zdrowia. Polegać ma na przesiedleniu Beduinów z zajmowanych obecnie terenów. Trzeci raz z rzędu od 1948 roku. I mało kogo obchodzą akty własności ziemi, czy fakt, że niektóre „nielegalne wioski” są o kilkadziesiąt lat starsze, niż samo państwo Izrael. Jednak o szerokich konsultacjach zwanych społecznymi oraz o konsekwencjach tego planu dla samych zainteresowanych jakoś nikt nie pamiętał.
Dlaczego Izraelczycy, a właściwie izraelski rząd otwiera kolejną puszką Pandory i nie próbuje zrozumieć, że uszczęśliwianie Beduinów na siłę spowoduje kolejny kryzys? Czy faktycznie nie ma już wystarczającej ilości ziemi, aby zostawić ich w spokoju i zapewnić jakąś choćby częściową swobodę? Co stoi na przeszkodzie, aby uznać stan obecny za wyjściowy, zalegalizować nielegalne wioski, określić wspólnie ramy współpracy? Nie, ta książka nie odpowie na te pytania, wprost przeciwnie - będą się Wam cisnąć na usta kolejne. Natomiast ma dużą szansę skłonić Was do myślenia o tym, gdzie jest granica pomiędzy tym co państwo może, a co powinno robić w stosunku do swoich własnych obywateli oraz czego na pewno nie powinno, jeśli ma zamiar nosić szczytne miano państwa demokratycznego.
Nikt nie twierdzi, że Beduini to anioły stąpające po Ziemi, ale próba zmiany ponad tysiącletniej tradycji, pewnej kultury i sposobu myślenia w imię modernizacji i powszechnej szczęśliwości jeszcze się nikomu nie udała. I zdecydowanie prędzej doprowadzi do kolejnego krwawego konfliktu w Izraelu, niż do cudownej przemiany Beduinów w osiadłych mieszkańców betonowych blokowisk, z uśmiechem na ustach podążających do fabryki na 6 rano. Po pierwsze - nie ma ani blokowisk, ani fabryk, w których mieliby mieszkać i pracować Beduini. Po drugie – nikt nie lubi rewolucyjnych zmian, nawet na teoretycznie lepsze, zwłaszcza kiedy ktoś inny, bez pytania nas o zdanie stara się na siłę zmienić nasze obyczaje i przyzwyczajenia.
Tytuł: Wieje szarkijja. Beduini z pustyni Negew
Autor: Paweł Smoleński
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 9 listopad 2016
Liczba stron: 184
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 9 listopad 2016
Liczba stron: 184