Do tego nie czułam się kochana, ciągle mi powtarzała, że jestem kulą u nogi, że wcale mnie nie chciała, ale przynajmniej alimenty są i jak dorosnę to mam się wyprowadzić.
Jako mała dziewczynka strasznie to przeżywałam, dziś mam 30 lat i wciąż nie jest mi łatwo funkcjonować normalnie. Jestem osobą zamkniętą, nie nawiązuję raczej kontaktów z innymi, taki typ samotnika. Wciąż bez faceta i dziecka. Niczego nie osiągnęłam w życiu.
Wróćmy do mojego dzieciństwa. Tata odwiedzał mnie w każdy weekend, obiecywał że za niedługo z nim zamieszkam. Potem jednak przychodził coraz rzadziej. Nie płacił też kasy więc mama była wściekła na mnie. Podobno miał nową rodzinę. Moja sytuacja zmieniła się, gdy skończyłam 15 lat. Mama poznała nowego faceta – wcześniej było ich paru. Nie muszę chyba wspominać, że każdy nie był zbyt miły dla mnie, niektórzy nawet się do mnie dobierali, gdy już byłam nastolatkąL Było mi ciężko i nie miałam tak naprawdę komu o tym powiedzieć. Wbrew pozorom nie chciałam opuszczać tego domu tzn. nie chciałam trafić do domu dziecka.
Gdy do naszego domu wprowadził się Marek, pojawił się jakiś promyk nadziei. Był on bardzo miły dla mnie, dobrze traktował też moją mamę. Był od niej młodszy. Gdy pracowała, często zostawał ze mną i razem spędzaliśmy czas. Nie traktowałam go jako ojca, raczej jak przyjaciela, bliskiego przyjaciela. Nie wiem jak to się stało, ale zakochałam się w nim… Był pierwszą osobą, która dobrze mnie traktowała i doceniała, która zobaczyła we mnie kobietę. Marek odwzajemniał moją fascynację. Przy każdej okazji, gdy mojej mamy nie było (często chodziła na nocne zmiany) spędzaliśmy czas razem – oczywiście nie kończyło się tylko na długich rozmowach i spacerach. Kochaliśmy się każdego dnia! To było wspaniałe. Nie myślałam wtedy o mamie, Marek powtarzał, że to ja jestem najważniejsza, że dla mnie się tu wprowadził i zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia. Planowaliśmy ukrywać się do mojej osiemnastki, a potem mieliśmy wyjechać do Niemiec.
Jednak w ciągu chwili wszystko się skończyło. Kiedyś moja mama wróciła wcześniej – chciała zrobić Markowi niespodziankę, ale zastała nas razem w jej łóżku. Wpadła w szał! Rzuciła się na mnie z pięściami, uderzyła mnie czymś twardym w głowę i wtedy straciłam przytomność. Wiem, że Marek mnie bronił. W szpitalu, gdy się ocknęłam dowiedziałam się, że Marek nie żyje – moja mama go zabiła. A może to nasza miłość go zabiła…
Po tamtym wydarzeniu zostało mi kilka blizn, ale są niczym w porównaniu do ran, które noszę w sercu. Moja matka siedzi w więzieniu, ja musiałam wyjechać – w moim mieście byłam skończona. Nie dawali mi tam żyć. Minęło 15 lat, a ja wciąż nie mogę się pozbierać.