Gdy miałam 19 lat wyjechałam do Irlandii do pracy, tam po prostu było inne życie – imprezy, spotkania ze znajomymi, nauka śmiesznych zwrotów po polsku, wiadomo niezbyt cenzuralnych – to chyba było naszym ulubionym zajęciem. W taki właśnie sposób poznałam mojego chłopaka Dereka. Minęły 3 lata, trochę spoważniałam, nasz związek również stał się na tyle poważny, że postanowiłam w końcu przedstawić go mojej rodzinie. O polskich frazesach i imprezowym życiu już dawno zapomniałam ;)
Obawiałam się spotkania z rodzicami, bo ich angielski był raczej średni, no i mój tata jest dosyć poważny i taki no wiecie „ę” „ą”, z mamą akurat nie ma żadnego problemu – jest jego przeciwieństwem. Swoją drogą nie wiem jak na siebie trafili.
Nadszedł moment spotkania i uroczystej kolacji. Widziałam jak mój chłopak jest bardzo zdenerwowany, ale z moją mamą mimo bariery językowej jakoś podłapał kontakt. Czekaliśmy tylko na ojca, który nieco się spóźniał więc zaczęliśmy bez niego. W końcu dotarł przepraszając za korki na mieście. Od razu złapał za swoje ulubione wino, rozlał je do lampek i wzniósł bardzo kulturalny toast witając mojego chłopaka w rodzinie – byłam naprawdę wzruszona całą tą sytuacją i wiedziałam, że to będzie miły i udany wieczór. Na koniec mój tata powiedział „Wasze zdrowie! Za miłe spotkanie z nowym członkiem rodziny!” – i w tym momencie, nie wiem jakim cudem mojemu chłopakowi przypomniały się „polskie zwroty” i z uśmiechem i dumą w głosie odpowiedział (przekonany, że mówi coś mądrego i „normalnego”) – „Nie pier***, tylko pij!”.
Mina taty – bezcenna. Dopiero moja mama gdy zaczęła się śmiać rozluźniła atmosferę, nawet mój tata po 3 kieliszkach wina stał się całkiem sympatycznym przyszłym teściem, który po % całkiem dobrze władał angielskim .