Wszystkim z zewnątrz chyba wydaje się, że moje życie jest sielanką. Mąż pracuje, ja zajmuję się domem i dzieckiem. Ale codziennie myślę tylko o tym, że zmarnowałam sobie życie.
To nie była wpadka – mam jednak wrażenie, że ciążę zaplanowaliśmy z mężem pod wpływem emocji. To było podczas naszego wyjazdu w ramach miesiąca miodowego. Piękna plaża na Krecie, sporo alkoholu, słońce…Cieszyliśmy się wtedy życiem. Byliśmy wtedy bardzo szczęśliwi i spontanicznie stwierdziliśmy, że do osiągnięcia pełni brakuje nam tylko dziecka.
No i stało się, jakiś czas później zobaczyłam dwie kreski na teście. Ciążę zniosłam nie najgorzej, ale od urodzenia dziecka moje życie to naprawdę koszmar. Pomijam już fakt, jak bardzo zmieniło się moje ciało, nigdy nie będzie wyglądało tak, jak przedtem. W ogóle nie cieszą mnie postępy mojego dziecka, nie czerpię przyjemności z zabawy z nim.
Czy któraś z Was też tak miała lub ma czy to ja jestem jakaś dziwna? Chwilami zastanawiam się nad tym, czy wszystko ze mną w porządku czy może powinnam pójść na jakąś terapię. Mówi się, że nikogo nie da się zmusić do miłości. Chyba dużo w tym prawdy, bo ja przez ten cały rok nie poczułam do mojego własnego dziecka jakichś głębszych uczuć…