Kiedyś wierzyłam we wszystko. Mnie oczywiście najbardziej rozczulały zawsze te historie dotyczące snu dzieci. I tak sobie wyobrażałam, że przecież są niemowlaki – nawet cała masa- które jak są śpiące, to wystarczy odłożyć do łóżeczka i… śpią! Ich mamy dumnie opowiadają o swoim schemacie dnia, któremu zawdzięczają to, że mają czas na wszystko; albo o wieczornym rytuale, który sprawia, że 3- miesięczniak kojarzy wieczorną rutynę: kąpiel, karmienie i łóżeczko, dzięki czemu przesypia całe noce. No chyba, że ząbkuje, to zdarzają się pobudki (ale o tym już rzadko się mówi). To osoby, które na twoje problemy z usypianiem dziecka, doradzą ci, podanie dziecku pieluszki tetrowej, żeby miało w co wtulić główkę („Wtedy na pewno zaśnie! To zawsze działa”). To takie dobre koleżanki, po których wyjściu zastanawiasz się, co robisz nie tak. Ale to oczywiście nie koniec.
Potem spotykasz kolejną falę doradców. Ci z kolei chcą ci powiedzieć wprost: Tak, to twoja wina. Trzeba było nauczyć dziecko od początku spania przy różnych dźwiękach. Jak tylko przychodzą do domu, szukają już pilota – niech się Dzieciak przyzwyczai spać przy wszystkim. A ty co? Chowasz go pod kloszem! Im szybciej się nauczy pewnych rzeczy, tym łatwiej będzie mu w życiu. Potem przychodzi czas na krytykę noszenia. Bo po co nosisz? Ja od początku nie przyzwyczajałam dziecka do noszenia, więc teraz nie muszę. Zasypia samo. Masz w domu bałagan? Widzisz, to kwestia organizacji. Ja już do 10 rano, wszystko w domu mam zrobione i posprzątane. Mam jeszcze czas powrzucać na instagrama zdjęcia z czyściutkim, szczęśliwym bobasem, w pięknie wysprzątanym domu. Jak to się dzieje?
Nie raz rozglądałam się w takich chwilach po mieszkaniu, patrzyłam na moje Dziecko i myślałam, co ze mną jest nie tak? Wydaje mi się, że żyję na pełnych obrotach, ciągle w ruchu, ciągle coś robię, a okazuje się, że w moich czterech kątach zarysowuje się zupełnie inny obraz macierzyństwa. Mniej efektowny, mnie nadający się do pokazania na zewnątrz, pod znakiem wiecznie zaplamionych ubranek, obślinionych zabawek, histerycznego płaczu i nieprzespanych nocy.
Oczywiście można popaść w niemałe kompleksy, bo przecież inni radzą sobie tak świetnie, a u mnie to wszystko zawsze jest jakieś niepoukładane, czasu zawsze za mało i choć czasem jest blisko, to jakoś nigdy tego ideału dosięgnąć nie mogę. Ale, ale! Kiedyś dowiedziałam się, że ludzie koloryzują. Nie wiem po co, nie wiem dlaczego. Być może czują się z tym lepiej, być może chcą się dowartościować. Choć ciężko w to uwierzyć, to natknęłam się kiedyś na takie badania, które mówiły, że większość ankietowanych rodziców, nie przyznaje się przed znajomymi do tego, że ich dziecko nie śpi, a nawet osobiście spotkałam się od kogoś z takim wyznaniem. Tak jakby wstawanie w nocy do dziecka było powodem do wstydu…
Dlaczego teraz już nie wierzę w takie opowieści i w idealne dzieci? Zauważyłam, że ludzie chcą żyć jak w serialu – a tam nie pokazuje się niczego, co niewygodne. Oglądnęłam dziś pierwszy odcinek (3 serii) „Drugiej szansy”. Urodziło się dziecko, ale jakby nic się nie zmienia. Jeśli jest przewinięte i nakarmione butelką (raz na kilka godzin), to przecież wystarcza. A większość doby Bobas śpi. Jasne, miło się ogląda takie rzeczy i choć jest to niezła zachęta do macierzyństwa, to jednak realia wyglądają zgoła inaczej i teraz rozumiem skąd nie raz pojawiają się w ludziach pytania: „Czemu to dziecko płacze, skoro jest nakarmione i przewinięte?” Odpowiedź jest bardzo prosta: „Bo to jest dziecko!” I poza jedzeniem, spaniem i pieluchą, ma jeszcze inne potrzeby- nie mniej ludzkie!
A skąd się biorą idealne dzieci, które widzimy na facebooku lub instagramie ich rodziców? Kiedyś próbowałam dociekać. Co usłyszałam?
„A no tak, zapomniałam wspomnieć, że dwa razy w tygodniu przychodzi pani do sprzątania ” albo „Mieszkamy z teściami, więc popołudniu oni biorą dziecko do siebie„.
No właśnie. Często za błysk w domu odpowiada zatrudniona Pani, a za idealną fryzurę i makijaż mamy, dochodząca niania. Zdarza się, że za przespanymi nocami dzieci stoją metody wypłakiwania, które skutecznie odbierają dziecku wiarę w to, że rodzic przyjdzie i się nim zainteresuje. Dążę do tego, że naprawdę te opowieści o idealnych dzieciach są nieraz grubymi nićmi szyte. I chyba nie da się przejść tych pierwszych miesięcy dziecka w takiej serialowej harmonii, bo życie pisze zupełnie inne scenariusze. Mniej efektowne, mniej widowiskowe, ale na pewno piękne!