Kiedyś wybraliśmy się na małe przyjęcie do jego znajomych. Kilka par, trochę alkoholu, dobre jedzenie, dużo śmiechu – wieczór był naprawdę udany. W pewnej chwili postanowiłam jednak pójść do kuchni gospodarzy i przygotować sobie kawę (zbliżała się bowiem ta godzina, kiedy zwykle ogarnia mnie senność, a planowaliśmy zostać u nich jeszcze trochę). Było tak kilka kobiet (bo, jak wiadomo, najlepsze imprezy zwykle przenoszą się po pewnym czasie do kuchni). Przypadkiem usłyszałam końcówkę ich rozmowy, brzmiała ona mniej więcej tak: Dobrze, gdyby Kamil w końcu się opamiętał, bo ta jego dziewczyna naprawdę wygląda na sympatyczną.
Gdy tylko przekroczyłam próg, rozmowa ucichła. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie zapytała, o co konkretnie im chodziło. Początkowo nie chciały mi powiedzieć, ale w końcu tak zwana solidarność jajników zwyciężyła. Dowiedziałam się, że mój ukochany od zawsze notorycznie zdradzał kobiety, z którymi był w związkach. Ja jak dotąd nie miałam mu kompletnie nic do zarzucenia w tej kwestii, jednak to, co usłyszałam, zapaliło w mojej głowie czerwoną lampkę ostrzegawczą. Dodam, że nie wyobrażam sobie kontynuowania związku po zdradzie, dla mnie to koniec.
Od tego czasu ciągle o tym myślę. Bo czy człowiek jest w stanie aż tak się zmienić? Czy ktoś, kto zawsze zdradzał, będzie to robił znów- jeśli nie teraz, to za jakiś czas? A może miłość do mnie sprawi, że jednak nie będzie nigdy rozglądał się za innymi kobietami? Jestem teraz bardzo czujna i ostrożna, na każdym kroku zastanawiam się, czy mój ukochany nie wywinie mi jakiegoś numeru. Być może źle, że usłyszałam o jego przyszłości, choć z drugiej strony o tego typu sprawach chyba powinno się wiedzieć. Chwilami zastanawiam się nawet nad rozstaniem. Chyba chcę wtedy uniknąć bycia zdradzoną i skrzywdzoną. Myślicie, że po tym, czego się dowiedziałam, nasz związek ma jeszcze sens?