Miły, uroczy, przystojny, a do tego inteligentny – jednym słowem ideał. Od słowa do słowa i okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów. Tak się jakoś złożyło, że niemal od początku znajomości zaczęliśmy ze sobą kręcić, a po kilku tygodniach zostaliśmy parą.
Kilka dni temu odwiedziła mnie przyjaciółka. Jak to wśród dziewczyn bywa, już od progu chciała wiedzieć kim jest mój wybranek. Przy kawie opowiedziałam jej o tym, jaki jest cudowny, jak nam się dobrze ze sobą rozmawia oraz, że planujemy wspólny wyjazd na parę dni za miasto. W pewnej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Jako, że czekałam na listonosza z „bananem” na twarzy poszłam podpisać się pod zestawem poleconych paczuszek. Kątem oka widziałam tylko jak moja psiapsióła grzebie coś przy moim laptopie. Nie przyszło mi do głowy, że coś knuje. Pomyślałam, że chce sprawdzić autobusy powrotne bądź zalogować się na swojego Facebooka. Cała sytuacja nietrwała dłużej niż 10 minut. Odebrałam wszystko i wróciłam do pokoju. Rozmowa przestała się kleić i za jakieś 15 minut się pożegnałyśmy.
Gdy zostałam sama postanowiłam zadzwonić do chłopaka i dowiedzieć się, o której się spotykamy. Jakie było moje zdziwienie, jak kilka razy odrzucił połączenie. Pomyślałam, że jest zajęty albo rodzina do niego przyjechała. Siadłam do komputera, odpaliłam popularny portal społecznościowy celem napisania do niego wiadomości, a tu… ktoś napisał do niego wiadomość z mojego konta o treści „Zdradziłam Cię. Nie chce już z Tobą być. Nie odzywaj się do mnie.” Zakładając, że nie jestem chora psychicznie i nie mam również problemów z pamięcią ktoś musiał się pode mnie podszyć. Od razu wiedziałam kto – moja najlepsza przyjaciółka.
Ze trzydzieści razy próbowałam się do niej dodzwonić. Po godzinie wyłączyła telefon. Oczywiście pojechałam do chłopaka i wyjaśniłam mu cała sytuację. Na szczęście zna mnie na tyle, by uwierzyć mi, że ani go nie zdradziłam, ani nie chce z nim zrywać. Z ex-psiapsiółką nie utrzymuje kontaktów. Od tej pamiętnej wizyty nie daje o sobie znaku życia. Może to i lepiej. Zastanawia mnie tylko: dlaczego? Na to chyba jednak na razie nie poznam odpowiedzi...