On ma córkę z pierwszego małżeństwa, zajmuję się nią jak własnym dzieckiem, mała mieszka z nami, bo jej mamusia wybrała życie z nowym facetem za granicą i chyba dziecko by jej w tym przeszkadzało.
Nieważne zresztą, nie chcę jej oceniać chociaż mam wrażenie, że zrobiła małej naprawdę spora krzywdę tym swoim wyjazdem.
Ogólnie mój TŻ bardzo o mnie dba, troszczy się, ale trochę dziwnie czuję się z tym, że przez tyle lat nigdy nie usłyszałam, że mnie kocha. Owszem, mówi, że jestem dla niego najważniejsza, używa słów Skarbie czy Księżniczko. Ale jeśli mam być szczera, trochę brakuje mi takiego wyznania miłości…Wiem, że niby nie słowa się liczą, ale po prostu wolałabym przynajmniej raz to usłyszeć.
Myślicie, że powinnam spytać go o to wprost czy po prostu poczekać, aż sam się zdecyduje i w końcu mi to wyzna? Czekam i czekam i jak na razie chyba się na to nie zanosi… Już kilka razy miałam nadzieję, że magiczne słowa padną, a tak się wcale nie stało. Wiecie, nie musiałby mi tego codziennie powtarzać, wystarczy raz – ale po prostu bardzo bym chciała to usłyszeć i mieć pewność…