Dwoje dzieci, mały domek (ale kupiony bez kredytu), samochód, 3 koty. Życie toczyło nam się bardzo fajnie. On zarabiał, ja wychowywałam dzieci. Owszem, czasami marzyłam o tym, żeby móc wyjść gdzieś na cały dzień, wyjechać z koleżankami na weekend do SPA czy choćby pójść do kina czy teatru i trochę się odprężyć. Ale tak jakoś mijał dzień za dniem, obowiązków było dużo. Czy zaniedbałam siebie, swoje potrzeby i marzenia? Tak, na pewno tak, teraz już to wiem.
Od momentu wyprowadzenia się mojego męża z domu zrobiłam tyle rzeczy, że trudno mi wszystkie wymienić. Poszłam na kurs dietetyki, bo zawsze o tym marzyłam, dzięki tutorialom w internecie nauczyłam się robić cudowne torty – które teraz robię dla znajomych i przyjaciół, nauczyłam się pływać ( w wieku 37 lat!), w końcu mam czas na czytanie książek, chodzenie na ambitne filmy do kina rozwijanie własnych pasji i umiejętności. Nie jestem już długowłosą, nieumalowaną blondynką, na mojej głowie króluje ognista rudość.
Ostatnio jakoś przyszło mi do głowy, że chyba powinnam podziękować mojemu mężowi za to, że mnie zostawił. Inaczej chyba nigdy nie zdecydowałabym się na zrobienia czegoś dla siebie. Gdy dzieci są w szkole albo na zajęciach dodatkowych, mam mnóstwo możliwości i czasu na rozwijanie się. Dziękuję Ci zatem, że odszedłeś, zrobiłeś mi tym przysługę!