W liceum bardzo spodobał mi się pewien chłopak. Musicie wiedzieć, że poza nadprogramowymi kilogramami (a miałam ich wtedy przynajmmniej kilkanaście) nie wyglądałam źle – gęste, kręcone włosy, ładna buzia, delikatny makijaż.
Traf chciał, że z w trzeciej klasie liceum wylądowałam z Jankiem, obiektem moich westchnień, w jednej ławce na lekcjach chemii i matematyki. Zawsze byłam dobra w przedmiotach ścisłych i niejeden raz zdarzyło się, że pomagałam mu w nauce, razem rozwiązywaliśmy zadania. Spędzaliśmy z sobą coraz więcej czasu, miałam wrażenie, że naprawdę mnie lubi. Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i zaproponowałam mu wspólne wyjście na koncert. O dziwo…zgodził się! Byłam przeszczęśliwa. Pół dnia spędziłam przed lustrem, zmieniając fryzury i makijaże. Czułam się tak podekscytowana, że gdy zobaczyłam go przed klubem, w którym zaraz miał rozpocząć się koncert, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi.
Wieczór był naprawdę udany – Janek w pewnej chwili, gdy grali romantyczny kawałek, złapał mnie nawet za rękę. Czułam się naprawdę szczęśliwa! Po powrocie do domu dostałam jeszcze od niego sms z życzeniami dobrej nocy. Ale niestety stan mojej euforii nie trwał długo…
Następnego dnia (a był to piątek) trzeba było pójść do szkoły. Jednak chyba po raz pierwszy nie przeszkadzało mi wstawanie przed 7mą i to, że czeka mnie aż osiem lekcji. Przecież tego dnia miała być matematyka, a zatem okazja do spotkania Janka. Umierałam wprost z ciekawości, jak będzie zachowywał się po wczorajszym wieczorze, czy teraz to on zaproponuje mi jakieś wspólne wyjście.
W klasie byłam kilka minut przed dzwonkiem, siedziało w niej już kilku chłopaków, wszyscy odwróceni tyłem do wejścia. Wśród nich był też Janek. Kompletnie nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności, a ja…nagle zorientowałam się, że rozmawiają o mnie! Jeden z chłopaków powiedział, że powinni zrobić dla mnie specjalne krzesło na zajęcia, bo na tym jednym na pewno się nie mieszczę. Ktoś dodał, że gdybym zrzuciła ze dwadzieścia kilo, może ktoś w końcu by się mną zainteresował. Łzy stanęły mi w oczach, kiedy usłyszałam ryk śmiechu. Jednak po chwili odezwał się Janek (tak, ten Janek, który poprzedniego wieczoru trzymał mnie za rękę i z którym tak świetnie się bawiłam). Powiedział ni mniej, ni więcej –„ Ona wygląda jak żona masarza, która sama zjada wyjada wszystko, co zostało po świniobiciu”. Z płaczem wybiegłam z sali, w ogóle nie pojawiłam się tego dnia na lekcjach, ryczałam w poduszkę cały dzień.
Minęło dobrych kilka lat, udało mi się dzięki zbilansowanej diecie i ćwiczeniom zrzucić osiemnaście kilogramów. Noszę teraz rozmiar 38 i czuję się w swojej skórze wspaniale. Jeśli chodzi o pracę, zajmuję kierownicze stanowisko w jednej z firm zajmujących się obsługą eventów. Kilka dni temu w korytarzu zobaczyłam Janka – od razu go rozpoznałam, niewiele się zmienił, trzeba przyznać. Okazało się, że przyszedł na rozmowę kwalifikacyjną do mojej firmy (miałby zajmować niższe stanowisko, a ja byłabym jego przełożoną). Traf chciał, że mam bardzo duży wpływ na to, kogo zatrudnimy. Uprzedzając pytania – on jeszcze nie wie, że pracuję w tej firmie i że mogłabym zostać jego bezpośrednią szefową.
Zastanawiam się, co robić – czy w ogóle nie brać jego kandydatury pod uwagę i zapomnieć o sprawie sprzed lat, czy też może wręcz przeciwnie – postarać się, by go przyjęto i wtedy pokazać mu, jak bardzo jest beznadziejny. Zemsta jest słodka, ale… czy warto? Co Wy byście zrobili na moim miejscu?