FARMA W MIEŚCIE – ALE GDZIE?
Za oceanem „kawałek wsi w mieście” robi się coraz modniejszy. Mieszczuchy, które chcą zdrowo się odżywiać nie zamierzają więcej kupować „ekoproduktów” na targach. Same hodują warzywa i owoce. Gdzie jednak znajdują się ich „ogródki”? Deweloperzy przeważnie umieszczają je na… dachach budynków mieszkalnych. Idealną przestrzeń dla „miejskich farm” stanowią również postindustrialne budynki – stare i opuszczone fabryki, gdzie grządki urządzane są na… półkach.
DLACZEGO „BAWIMY SIĘ W ROLNIKA”?
Z jednej strony działalność „miejskich rolników” to doskonały oraz wygodny sposób na pozyskanie zdrowej żywności. Z drugiej zaś, dzięki takim akcjom można zagospodarować pomieszczenia, które są nieużywane i od dawna świecą pustkami. Przedsięwzięcie to skupia ludzi pragnących złapać oddech. Pomaga im zrobić „życiowy przystanek”, zająć się czymś, co sprawia im radość. Wspólny cel oraz praca „wyciągają” z domów. Co więcej – „ogrodnictwo” polega nie tylko na samej uprawie roślin. Miłośnicy „slow life” organizują kursy, podczas których wymieniają się doświadczeniem oraz swoimi obserwacjami.
A POLSKIM „POLETKU”
Na naszym polskim „poletku” również mamy pierwsze sukcesy tego typu. Doskonałym przykładem jest inicjatywa aktywistów z grupy Precel, którzy na warszawskiej Pradze stworzyli pierwszy publiczny warzywnik. Pielęgnacją ogrodu zajmują się wolontariusze działający według ustalonego harmonogramu. Tego typu działania to idealny sposób na zacieśnianie więzi między sąsiadami, możliwość spotkania się z ludźmi w miejskiej przestrzeni. A, jakie są Wasze sposoby na „slow life”?