Żywienie szpitalne powinno być dobierane indywidualnie. Każdy pacjent trafia tam z innym schorzeniem. Jeden wymaga diety lekkostrawnej, inny cukrzycowej czy wątrobowej. Czy jednak rzeczywiście w polskim szpitalu te zasady są przestrzegane? Nie wszędzie.
Najczęściej czytamy o jedzeniu szpitalnym w złym świetle. Pacjenci skarżą się, że gdyby nie mieli ze sobą swoich „zapasów”- umarli by z głodu. Inni- chorzy np. na cukrzycę mówią, że jedzenie podawane w szpitalu wcale nie jest dobrane do ich choroby.
Co powinien jeść cukrzyk? Przede wszystkim zwraca się uwagę na indeks glikemiczny danego produktu. Im mniej cukrów w jedzeniu- tym lepiej. Przykład? Na śniadanie w większości przypadków dostają bułkę pszenną, której wskaźnik glikemiczny jest bardzo wysoki, bo aż 70 jednostek. Zamiast takiej bułki powinien dostać np. chleb razowy, który taki wskaźnik ma o prawie połowę niższy bo 40. Kolejny przykład - zupa mleczna - mleko ma wskaźnik 60 - też bardzo wysoki z kaszą manną, która również ma aż 60 jednostek. Podawane są również takie przekąski jak pieczywo ryżowe (70), makaron biały (70), gotowane ziemniaki (70) czy kisiel, który robiony jest na mące ziemniaczanej (90).
I tu pada moje pytanie. Kto układa menu w szpitalach? Jak człowiek, który nie może spożywać pewnych produktów ma dojść do zdrowia jeśli te produkty otrzymuje non stop?
Druga sprawa to ilość podanego jedzenia. Przykładów mogę podać mnóstwo. Sama niedawno przeleżałam ponad 10 tygodni w szpitalu i mam w zapasie kilka zdjęć jedzenia, które otrzymałam. Oddział na jakim przebywałam to oddział patologii ciąży. Według lekarzy kobieta w ciąży powinna w ciągu dnia spożywać o ok. 500 kcal więcej jak przed ciążą. Jak wyglądały posiłki podawane na tym oddziale?
Przykład:
Śniadanie godz.8.00: 1 zimne jajko ugotowane na twardo, woda z mlekiem i cukrem (bo kawą zbożową tego nazwać nie można), bułka, 3 kromki chleba i kawałek masła o wymiarach 2 na 2 cm.
Obiad godz.12.00: woda z makaronem i mlekiem, gałka ziemniaków, łyżka czegoś co przypominać miało gulasz, łyżeczka marchewki surowej z chrzanem.
Kolacja godz.16.30: 2 plastry wędliny (a raczej wyrób wędlinopodobny), 3 kromki chleba, kostka masa 2x2 cm i kubek przesłodzonej herbaty.
Szczerze mówiąc, to nie wiem czy tym naje się dziecko, a co mówiąc kobieta w ciąży. O smaku dyskutować nie będę, bo to temat rzeka. Jednak ilość jest naprawdę minimalna.
Z dokumentu Ministerstwa Zdrowia „Zasady prawidłowego żywienia chorych w szpitalach” – o czym pisze „Gazeta Krakowska” – wynika, że średnia stawka żywieniowa w szpitalach wynosi około 4,71 zł. A kwota dla jednego osadzonego, który nie ma specjalnej diety wynosi – jak reguluje rozporządzenie ministra sprawiedliwości - 4,80 zł. To także cena za sam produkt bez jego przygotowania.
Niby to tylko 9 groszy różnicy , ale Ci, którzy byli i za kratami, i w szpitalu nie mają wątpliwości – w więzieniach karmią lepiej. Ci z cel, wigilijny dzień dostają pieczoną rybę, barszcz z uszkami, kapustę z grochem lub żurek z grzybami. W szpitalu nie ma na to szans... W internecie możemy poczytać wiele artykułów porównujących żywienie szpitalne do więziennego.
Całkiem niedawno trafiłam na artykuł ukazujący zagraniczne szpitale- tam, jedzenie serwowane pacjentom uśmiecha się do nich- samym wyglądem zachęca do jego spożycia. Ludzie z zadowoleniem opisują swój pobyt w takich szpitalach i szybko dochodzą w nich do zdrowia. Czy w Polsce kiedykolwiek się to zmieni? Czy nasze szpitale również kiedyś zaserwują pacjentom pełnowartościowy posiłek, który pomoże postawić go na nogi?