Kiedy na przykład powiem – kup coś na obiad, bo lodówka świeci pustkami, przynosi jakieś beznadziejne rzeczy, z których nie da się absolutnie skomponować posiłku. Chłop ma 35 lat, a w sklepie jest bezradny jak jakiś przedszkolak, a ja nie zawsze mam czas na to, żeby w drodze z pracy zrobić jeszcze zakupy.
Ostatnio na przykład poprosiłam go, żeby kupił sól. Przyznajcie, że nie jest to żadna skomplikowana czynność, a mój szanowny małżonek zadzwonił do mnie ze sklepu z pytaniem, ile ma tej soli kupić.
Odpowiedziałam, że to chyba logiczne, że kilogram, a nie trzy worki ani dwie szczypty. Chwilami mnie to nawet bawi, ale momentami ta niezdarność męża mnie trochę wkurza.
Czy da się jakoś go nauczyć radzenia sobie z tą prostą czynnością czy nie ma już na to najmniejszych szans? Będę bardzo wdzięczna za wszystkie rady, gdyby się jakimś cudem udało, bardzo by mi to ułatwiło życie!