Mówi się, że jeśli chodzi o wychowanie własnych dzieci, to albo powielamy dokładnie zachowania rodziców albo robimy wszystko zupełnie inaczej. W moim przypadku zdecydowanie wygrało to pierwsze. Bardzo kocham moje dzieci, zrobiłam wszystko, żeby zapewnić im wykształcenie, możliwości rozwoju i dobry, szczęśliwy dom, ale nigdy nie byłam w stosunku do nich jakoś specjalnie wylewna, przyznaję się do tego w stu procentach. Wydawało mi się, że tak jest dobrze, zresztą innego modelu nie znałam.
Mój syn kończy w tym roku dwadzieścia lat, aktualnie mieszka w akademiku. Córka jest od niego o pięć lat młodsza. Wczoraj przypadkowo usłyszałam jej rozmowę z przyjaciółką. Zdanie „No tak, ale Twoja mama potrafi cię przytulić, więc jest ci łatwiej nawet, jak chłopak cię rzuci” podziałały na mnie niczym kubeł zimnej wody. Owszem, wychowuję swoje dzieci, ale czemu nie okazuję im uczuć, nie przytulam, nie całuję, nie mówię, że kocham? Najwidoczniej przecież tego chcą!
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do syna pod byle pretekstem, ale tak naprawdę po to, aby mu powiedzieć, że go kocham i jestem z niego bardzo dumna. To samo przekazałam córce w domu. I wiecie, co? Tak jest zdecydowanie lepiej!