Wszystko zmieniło się któregoś październikowego poranka. W jednym z programów śniadaniowych był reportaż o wolontariacie. Patrzyłam na ludzi, którzy pomagają innym i widziałam w ich oczach prawdziwą pasję, radość, coś, czego zdecydowanie w moim życiu nie było. Jeszcze tego samego dnia postanowiłam, że i ja spróbuję, przecież na pewno nic nie stracę, a gdy mi się nie spodoba, zawsze mogę zrezygnować i powrócić do swojego dawnego trybu życia.
W ten oto sposób zostałam wolontariuszką w domu opieki dla starszych i schorowanych ludzi, zaczęłam też udzielać się w pobliskim schronisku dla zwierząt, pomagam w zbiórkach pieniędzy dla chorych i niepełnosprawnych dzieci. Co się zmieniło w moim życiu? Właściwie wszystko!
Chociaż kilka dni w tygodniu wracam do domu prawie o dwudziestej, nie czuję zmęczenia, tylko wielką energię, którą dają mi inni ludzie. Czuję się potrzebna, wiem, że są ludzie, którzy na mnie liczą i nie mogę ich zawieść w żadnym wypadku. To była jedna z lepszych decyzji w moim prawie sześćdziesięcioletnim, samotnym dotąd życiu.
I jeszcze jedno – w schronisku poznałam przemiłego pana Włodka, właśnie piekę dla niego szarlotkę, bo za dwie godziny tu będzie.