Kilka miesięcy temu jechałam pociągiem na trasie Katowice - Łódź. Miałam ochotę założyć słuchawki na uszy i przespać całą drogę, jednak zagadnęła do mnie starsza pani, która jechała w tym samym przedziale. Parę słów o pogodzie, sytuacji w Polsce i na świecie. Standardowa kilkuminutowa rozmowa obcych sobie kobiet. Zdziwiło mnie tylko, że w pewnej chwili zwróciła się do mnie moim imieniem, a nie przypominałam sobie, żebym się jej przedstawiała. Zrzuciłam to jednak na karb zmęczenia i pomyślałam, że jednak pewnie je wyjawiłam.
Na jakiś czas przysnęłam, gdy się obudziłam, moja towarzyszka już wysiadała. Na odchodne powiedziała – Pamiętaj, że miłość czeka na ciebie za rogiem, pamiętaj, za rogiem. Przez chwilę pomyślałam, że nadal śnię albo staruszce miesza się nieco w głowie.
Następnego dnia jechałam moim (zdezelowanym nieco) rowerem do sklepu po środki czystości. Niestety poruszałam się po chodniki – wiem, że nie powinnam, ale zwyczajnie nie lubię jeździć po ulicy, a na tamtym odcinku nie ma ścieżki rowerowej. Jechałam jednak wolno i bardzo uważnie, a przechodniów właściwie nie było. Sklep, do którego zmierzałam, jest na styku dwóch ulic. Nagle znalazłam się na zakręcie i…jakież było moje zdziwienie, kiedy nagle poczułam, że ląduję na chodniku. Okazało się, że mam starte do krwi kolana i łokieć, bo przypadkiem zderzyłam się z facetem wychodzącym zza rogu. Oczywiście była to moja wina, nie powinnam poruszać się tam rowerem, więc czerwona jak burak przeprosiłam go. Biedny strasznie się przejął moim upadkiem, powiedział, że powinniśmy pojechać na pogotowie, bo mogę mieć wstrząs mózgu. Uspokoiłam go jednak, że kolana i łokieć zagoją się szybko. Tajemniczy nieznajomy nie dawał za wygraną, nie wiem, jak to się stało, ale w pewnej chwili dałam mu swój numer.
Dziś już wiem, ze ma na imię Tomek, bo…regularnie się spotykamy i jest nam razem cudownie. I jak tu nie wierzyć słowom staruszki, że miłość czekała na mnie za rogiem?