Dwa tygodnie temu zostałam zgwałcona. Nikt o tym nie wie, nawet najbliższa rodzina czy znajomi. Ja wzięłam urlop w pracy, bo nie jestem w stanie do niej wrócić, nie wychodzę z domu. Zwyczajnie się boję.
Nie, to nie był przypadkowy gwałciciel, który napadł na mnie w ciemnej uliczce. To prawie mój sąsiad (mieszka kilka domów ode mnie). Wszystko zdarzyło się na imprezie, którą organizował i na którą zaprosił wielu znajomych, w tym mnie. Nie miałam ochoty na to wyjście. To był piątek, byłam zmęczona po całym tygodniu pracy, tak naprawdę myślałam o tym, żeby zaszyć się w fotelu z dobrą książką i drinkiem. Ale z drugiej strony rzadko gdzieś wychodzę, postanowiłam zatem pójść na godzinę czy dwie.
Było standardowo – grill, alkohol, rozmowy. Nagle on zaproponował mi drinka. Odpowiedziałam, że chętnie napiję się ginu z tonikiem. Po kilku minutach przyniósł mi go. Wypiłam i… pamiętam tylko, że dziwnie się poczułam, byłam dziwnie otumaniona. Teraz już wiem, że musiał dosypać mi czegoś do szklanki. Zdrowa, dorosła kobieta po jednym drinku na pewno się tak nie czuje. Zaproponował, żebym odpoczęła chwilę w pokoju na górze. Nie pamiętam nawet, czy wyraziłam na to zgodę czy nie. Potem urwał mi się film i …obudziłam się po paru godzinach niemal naga, od razu sobie uświadomiłam, do czego doszło.
Wiem, że powinnam to zgłosić policji, powiedzieć najbliższym – ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej nie miałam na to siły. Co oni pomyślą? Poszłam na imprezę, piłam alkohol, nagle znalazłam się w pokoju gospodarza sam na sam z nim – każdy stwierdzi, że to sytuacja, jakich wiele. Z drugiej strony wiem, że powinien ponieść karę. Może sama powinnam mu ją wymierzyć, nikogo w to nie wtajemniczając? Tylko jaką? Chciałabym, żeby do końca życia żałował tego, co zrobił…