Zacząłem popijać w samotności, stałem się odludkiem. Zdarzało się i tak, że cały dzień spędzałem, leżąc na kanapie, nic właściwie nie jedząc (nie chciało mi się gotować). Godzinami patrzyłem w sufit, utwierdzając się tylko w przekonaniu, że moje życie jest o dupy – ale w żaden sposób nie miałam siły ani ochoty, by to zmienić.
Któregoś dnia siedziałem na ławce w parku (wyszedłem z domu tylko dlatego, że nieopodal był monopolowy i po zakupie paru piw najzwyczajniej w świecie nie miałem siły iść do domu). Było lato, dookoła chodziły zakochane pary, matki z dziećmi siedziały na placach zabaw. A ja, im dłużej myślałem o tym wszystkim, tym bardziej stwierdzałem, że nie mam już po co żyć, jestem młodym, ale samotnym facetem bez perspektyw, któremu nic się nie chce i który już na pewno swojego żałosnego życia nie zmieni. Tak, pojawiły się i myśli samobójcze – zastanawiałem się, czy wziąć bardzo dużą ilość mocnych leków, czy może podciąć sobie żyły tak, żeby mnie nie odratowali. Zresztą prawda jest taka, że nikt by mnie nie szukał.
Nagle zobaczyłem kobietę (na oko czterdziestoletnią), która prowadziła przed sobą wózek z dzieciakiem, na oko dziesięciolatkiem). Chłopak miał chyba zaawansowane porażenie mózgowe, strasznie wychudzony i schorowany, od razu było to widać. I wiecie, co? Od razu zobaczyłem w nim jakąś taką cholerną wolę życia. Kobieta (zapewne jego matka) spokojnie tłumaczyła mu, gdzie teraz pójdą, pokazywała mu ptaki na niebie, słońce, cały świat. Dzieciak cieszył się niesamowicie.
I w tym momencie jakby coś we mnie pękło. Wstyd się przyznać, ale zacząłem płakać jak dziecko. Ja, dorosły, zdrowy facet, mogę przecież wszystko. Mam dwie nogi, dwie ręce, mogę spotkać kobietę swojego życia, zdać egzaminy na studiach, znaleźć dobrą robotę, a tymczasem siedzę i użalam się nad sobą. A ten chłopiec, któremu jest sto razy trudniej, aż wyrywa się do świata, życia, widać , że cieszy go wszystko.
Nie myślcie sobie, że po tym jednym incydencie moje życie nagle stało się bajecznie kolorowe i bezproblemowe – nie, wcale tak nie było. Zdarzały się dni lepsze i gorsze, ale już znalazłem motywację do działania. Jakoś udało mi się pozaliczać egzaminy na studiach, pracuję w weekendy w pizzerii i całkiem nieźle zarabiam. Parę tygodni temu poznałem bardzo fajną dziewczynę, byliśmy już na kilku randkach. Kto wie, może cos z tego będzie?
Chcę podziękować temu chłopcu i jego matce, że tamtego dnia znaleźli się na mojej drodze. Inaczej mogłoby mnie już tu nie być…