Z tego powodu koledzy z klasy strasznie mu dokuczali – zabierali mu plecak, wyzywali od najgorszych, przyklejali mu pinezki do krzesła, na którym siedział. Naprawdę nie miał łatwego życia. Któregoś dnia wracałam z lekcji i zobaczyłam, że paru chłopaków strasznie go gnębi. Zabrali mu okulary, a jego plecak leżał gdzieś w krzakach. Jakoś odezwało się we mnie wtedy współczucie, podeszłam do nich i strasznie na nich nawrzeszczałam – że to żadna filozofia, kiedy kilku napada na jednego, ze zachowują się jak idioci, wstyd mi za nich, a jeśli za chwilę nie skończą tej zabawy, wylądują na dywaniku u dyrektorki, już ja się o to postaram.
O dziwo posłuchali mnie – przez chwilę bowiem bałam się, że zaraz dołączę do Michała i też będę miała z tego powodu kłopoty. Jednak grupka ulotniła się bardzo szybko i mieliśmy spokój. Michał podziękował mi, ale widziałam, że było mu trochę wstyd, że dziewczyna stanęła w jego obronie. Szybko zapomniałam o całej sprawie.
Minęło piętnaście lat, pracowałam wtedy w jednej z miejskich bibliotek (choć nie było to zajęcie moich marzeń). W pewnej chwili wszedł facet – marzenie. Wysoki, postawny, z błyskiem w oku. Przyznam, że zza bibliotecznej półki zwyczajnie się na niego gapiłam. Okazało się, że przyszedł założyć kartę. Podał imię i nazwisko – i nagle mnie olśniło. Przecież to TEN Michał, którego prawie wszyscy w klasie szykanowali, który nosił aparat na zębach i okulary w grubych oprawkach. Teraz po aparacie został tylko ślad w postaci pięknego uzębienia, a okulary zamienił widocznie na soczewki.
Zaczęliśmy rozmawiać, powiedziałam, że chodziliśmy do tej samej podstawówki (nie wspominałam jednak o sytuacji, kiedy to stałam się poniekąd jego wybawicielką, bo czułam, że to może nie być dla niego zbyt komfortowe jako dla faceta). On jednak od razu zaczął ten temat. Powiedział, że to wydarzenie stało się dla niego przełomowe. Kiedy bowiem uratowała go z opresji dziewczyna, stwierdził, że nie da więcej sobą pomiatać – i faktycznie „oprawcy” szkolni przestali już go gnębić.
Michał zaproponował wspólne wyjście na kawę – ponieważ za pół godziny zamykałam bibliotekę, zgodziłam się. W domu czekałby mnie tylko samotny wieczór z kotem i telewizorem. Rozmawiało nam się cudownie, świetnie spędziliśmy razem wieczór. Potem był następny i następny…
Za dwa miesiące bierzemy ślub. I wiecie, nigdy bym nie przypuszczała, że Michał, którego kiedyś uratowałam, zostanie kiedyś moim mężem…