Jest to dość dziwne, bo kobiety w moim domu raczej mogą się pochwalić sporymi rozmiarami w tej kwestii. Niestety, los sprawił, że w wieku lat dwudziestu pięciu jestem płaska jak deska, zawsze noszę rozmiar A. Z tego powodu mam mnóstwo problemów, nie chodzę na basen, nad jeziorem nigdy nie rozbieram się do kostiumu. Nadal jestem dziewicą (tak, wiem, to żałosne, ale kiedy pomyślę, że miałabym rozebrać się przed jakimś facetem, robi mi się wręcz niedobrze, na pewno zareagowałby fatalnie i czułabym się jeszcze gorzej).
Kiedyś zwierzyłam się koleżance (która może się pochwalić rozmiarem C). Wypiłam wtedy sporo alkoholu, więc opowiedziałam jej o wszystkim. O tym, jak jest mi źle, że marzę o operacji powiększenia piersi, że to na pewno dlatego nie mogę znaleźć sobie chłopaka na stałe. Tłumaczyła mi, że powinnam sama siebie zaakceptować, a na pewno zaakceptuje mnie też facet. Mówiła, że przecież w związkach są ludzie pozbawieni nóg, bardzo grubi, niezwykle chudzi, brzydcy i ze strasznymi chorobami skóry. Niewiele jakoś mi to dało, nadal mówiłam, że moje życie potoczyłoby się całkiem inaczej, gdybym miała większy biust. Wspomniałam też, że zbieram pieniądze na operację plastyczną, ale jak do tej pory nie udało mi się uskładać nawet połowy wymaganej kwoty i chcę się starać o kredyt na ten cel. Koleżanka powiedziała, że owszem, zrobię, jak zechcę, ale następnego dnia chce mnie gdzieś zabrać.
Musicie wiedzieć, że jest ona wolontariuszką na jednym z oddziałów dla nieuleczalnie chorych dzieci. Gdy zawiozła mnie po szpital, początkowo nie chciałam w ogóle wysiadać z auta. W końcu jednak przemogłam się. Wiecie, co tam zobaczyłam? Mnóstwo cierpienia, ale i nadzieję, ogromną radość i chęć życia. Obserwowałam te dzieciaki walczące o każdy dzień, z głowami pozbawionymi włosów, ciałami zmienionymi przez bardzo agresywne leczenie.
Gdy wróciłam do domu, przepłakałam kilka godzin. Nie mogłam znieść tej niesprawiedliwości losu, który zmusza małe dzieci do radzenia sobie w tak ciężkich sytuacjach. Nagle pomyślałam, że akurat mój brak piersi to nie największe zmartwienie świata.
Od tamtej pory raz na dwa tygodnie chodzę do hospicjum. Bawimy się z dzieciakami, opowiadamy im historyjki, staramy się w ciekawy sposób zorganizować im czas. I wiecie, co? Nie będę się już nad sobą użalać. I jeśli w moim życiu pojawi się facet, przed którym będę chciała zdjąć stanik, zrobię to! Jeśli to „ten”, na pewno zaakceptuje mnie taką, jaką jestem!