Jednak kiedy zaczęłam dorastać (16 lat na karku to już chyba właśnie to), w mojej rodzinie zaczęło dziać się naprawdę źle. Ojciec coraz częściej nie wracał do domu na noc, matka wyciągała z barku alkohol i siedziała tak długo, aż nie opróżniła całej butelki. Minęło trochę czasu, a nic nie poprawiło się na lepsze. Wręcz przeciwnie.
Nie wiem, dlaczego, ale nagle tak cholernie zaczęło mi zależeć na tym, byśmy stanowili pełną, szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Robiłam wszystko, co mogłam. Rozmawiałam z ojcem, żeby przemówić mu do rozumu, potem całe godziny spędzałam nad tym, żeby wytłumaczyć matce, że piciem niczego nie wskóra. Wiem, role w naszym domu się wtedy zamieniły i to ja przyjęłam tę należącą zwykle do rodziców. Ale w pewnym sensie uniknęłam dzięki temu dzikich imprez, picia i palenia – zawsze byłam w domu.
Robert Crum @ 123rf.com
Od tamtych czasów minęły trzy lata. Czy się poprawiło? Nie, chyba nie, przestałam już śledzić dokładnie kolejne etapy tej dziwnej opowieści. Nie wiem, jak poradzić sobie z rozwodem rodziców (a teraz mówi się o nim zupełnie wprost). Jestem dorosła i teraz wiem, że dzieciakom nie było czego zazdrościć, gdy małżeństwa ich rodziców się rozpadały.
Z całkiem nieźle prosperującej rodziny staliśmy się jej nędznymi szczątkami o tylko mnie zależy jeszcze na tym, żebyśmy stanowili jedność…
hikrcn @ 123rf.com