Beznadziejna atmosfera, niezwykle nudne obowiązki, strasznie upierdliwy szef – jednak zdaję sobie sprawę z tego, że w moim mieście nigdzie nie zarobię tyle, co tu. Musicie też wiedzieć, że wychowuję sama czteroletnią córkę i nie mogę sobie pozwolić na to, by pozostać tak po prostu bez pieniędzy.
Zauważyłam jednak, że coraz gorzej znoszę chodzenie do mojej firmy, boli mnie często głowa albo żołądek, z przeogromną niecierpliwością czekam na piątkowe popołudnie – ale to nie jest zwyczajne oczekiwanie na weekend. Wiem po prostu, że przez dwa kolejne dni nie będę musiała przebywać w tym okropnym miejscu.
Wczoraj znajoma powiedziała, że u niej w pracy zwolniło się miejsce, a ja mam duże doświadczenie, jeśli chodzi o księgowość, więc chyba nie byłoby problemów z tym, abym została przyjęta. Podobno współpracownicy się ok, na szefa też nikt nie narzeka. Jest tylko pewien problem – płaca o prawie 40% niższa od tej, którą otrzymuję teraz.
Nie wiem, co robić. Czy lepiej wybrać mniejszą pensję i lepszą atmosferę w pracy czy nadal męczyć się tutaj, wstawać zestresowana, ale zarabiać więcej? Nie mam zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji, a mętlik w głowie coraz większy…