Z dzieciństwa pamiętam starego, siwego, chudego niezmiernie księdza wygłaszającego kazania. Słuchałam go jak urzeczona. Jednak staruszek miał już swoje lata i rok temu opuścił ten świat, a naszej parafii przypadł w udziale nowy proboszcz. Nikt nie wiedział, kto nim zostanie, to do końca była wielka niewiadoma dla wszystkich.
Okazało się, że to ksiądz Marek – młody (około trzydziestki), z pięknymi niebieskimi oczami i dobrem wypisanym na twarzy. Zawsze byłam blisko spraw kościelnych – odpowiadałam za organizację corocznej pieszej pielgrzymki do Częstochowy, jasełka i inne wydarzenia w parafii, dlatego zaczęliśmy spędzać coraz więcej czasu razem. Wiele kwestii było do omówienia, ale dla mnie spędzanie czasu na plebanii było tak naprawdę przyjemnością.
Nie wiem, kiedy tak naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, że jestem w księdzu Marku po prostu zakochana. Mam wrażenie, że on odwzajemnia moje uczucia, chociaż może to tylko moje wymysły ,bo tak naprawdę nie powiedział nic, o mogłoby na o wskazywać.
Próbowałam nie chodzić na plebanię, wymigiwałam się od spotkań mnóstwem obowiązków, ale już tak nie umiem, chciałbym wiedzieć, na czym stoję. Nie wiem, jak powinnam postąpić, by być w zgodzie z własnym sumieniem i z moją wiarą. Czy mam prawo powiedzieć mu, że go kocham? Czy Bóg mnie za to nie ukarze?