Uwielbiałam szczególnie słodycze. Pączki, eklery, cukierki toffi w czekoladowej polewie, lody, batony z orzechami. Jednak gdy waga pokazała 80 kilogramów, pielęgniarka szkolna zawołała do siebie moją mamę powiedziała, że trzeba coś ze mną zrobić.
W ten oto sposób rozpoczął się żmudny proces mojego odchudzania. Co schudłam, to przytyłam i tak w kółko, jojo prześladowało mnie zawsze i nie dawało w żaden sposób o sobie zapomnieć.
Nie pamiętam, jakim cudem trafiłam w końcu do psychologa, który wytłumaczył mi, że z mim zajadaniem stresu da się walczyć, że fakt, że ojciec zostawił mamę, kiedy była ze mną w ciąży, był mi rekompensowany smakołykami, że można czerpać przyjemność z jedzenia, wcale się nie objadając.
To było jak wybawienie, płakałam w tym gabinecie rzewnymi łzami, ale w końcu wiedziałam, na czym tak naprawdę polega mój problem i że musze nauczyć się zwyczajnie mówić o swoich emocjach, a nie je zajadać. Owszem, na początku nie było łatwo, ale udało mi się.
Dziś mam 25 lat, ważę 65 kilogramów i czuję się naprawdę świetnie, Wam też to polecam! Pamiętajcie, że problemy są po to, aby się ich pozbywać, a nie zjadać kolejne ciastko, batona czy pączka. Ja już to wiem, dlatego podaję dalej!