Owszem, wiem, że jestem teraz w trudnym wieku ( za dwa miesiące skończę siedemnaście lat), że sprawiam problemy wychowawcze, nie mam najlepszych stopni w szkole, wydaję całe kieszonkowe na ciuchy, a potem znów proszę o gotówkę, bo brakuje mi do pierwszego. Wiem, że powinnam pewnie więcej jej pomagać, bardziej angażować się w tak zwane rodzinne życie, trochę bardziej odciążać ją w domowych obowiązkach – cóż, nie jestem idealna i doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
Ale ona przecież też nie jest, też ma swoje wady, gdera, narzeka, nie ma czasu, żeby porozmawiać ze mną jak kobieta z kobietą, bo wiecznie siedzi w pracy. Wiem, że każda matka chce dla swojej orki jak najlepiej i że w nerwach zdarza się powiedzieć naprawdę okropne rzeczy, które nie mają nic wspólnego z prawdą, ale według mnie przesadziła. Mogła powiedzieć, że jestem podła, głupi, zła – ale nie, że żałuje mojego pojawienia się na świecie. No chyba, że naprawdę tak czuje, ale uważam, że to wszystko była wina emocji.
Najgorsze jest tak naprawdę to, że właśnie dziś chciałam jej powiedzieć o tym, że jestem w czwartym miesiącu ciąży, właśnie zostawił mnie chłopak i teraz najbardziej na świecie potrzebuję jej wsparcia.