Dwa tygodnie przed jego odejściem zjawiłam się w szpitalu. Wujek był już bardzo, bardzo słaby, prawie nie mógł mówić, widziałam, jaką wielką mu to sprawia trudność. Kiedy usłyszałam „Córeczko”, byłam pewna, że to typowe majaki po morfinie, przecież wujek do końca swoich dni był kawalerem i z tego, co wiedziałam, żadnych dzieci nie posiadał. „Przepraszam, że nie powiedzieliśmy wcześniej, ale Twoja mama mi zabroniła, więc tylko z boku patrzyłem, jak dorastasz, córeczko, zawsze byłem z ciebie bardzo dumny”.
Wtedy wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość. Przecież ja w ogóle nie byłam podobna do ojca, a tak wiele osób z rodziny mówiło, że wyglądam jak kopia wujka sprzed lat.
Zapisał mi wszystko, co po sobie pozostawił – ale póki co nikt z rodziny jeszcze o tym nie wie. Zastanawiam się, jak to wszystko rozegrać. Iść do ojca i poinformować go o wszystkim ? A może on od zawsze o wszystkim wiedział? A może porozmawiać o tym wszystkim z mama? Mam już mętlik w głowie…