Jest tylko jedno ale - wydaje mi się, że nie ma między nami tej „chemii”, przyciągania, szaleństwa. Maciek jest mi bardzo bliski, wiem, że jest porządnym facetem i nieba by mi przychylił, dba o mnie, jak tylko może. Wszyscy dookoła uważają, że tworzymy bardzo fajną parę, mamy podobne zainteresowania i pasję, wizualnie też jesteśmy niezłym duetem. Ale właśnie mnie brakuje bardzo tego przyciągania (fizycznego), które już kilka razy w życiu wcześniej czułam – jednak w przypadku Maćka kompletnie tego nie ma.
Uwielbiam go, być może nawet pojawiają się początki miłości z obu stron – ale nie wiem, czy warto kontynuować znajomość, w której brakuje mi „tego czegoś”. Coraz częściej zastanawiam się nad rozstaniem. Nie ma w tym związku spontaniczności, szaleństwa, zabawy. Jest dobrze i bezpiecznie, ale boję się, że za jakiś czas może mi to doskwierać jeszcze bardziej. A nie chciałabym go skrzywdzić, kiedy na przykład poznam przypadkowo faceta, do którego tę „chemię” poczuję.
Co byście zrobili na moim miejscu? Czy przeczekać trochę i zobaczyć, jak rozwijać się będzie nasza znajomość czy lepiej się rozstać? A może chemia przyjdzie z czasem?