Dość często rozmawiałyśmy przez skype’a, przynajmniej kilka razy w tygodniu. Opowiadała, że praca jest w porządku, ale niesłychanie wkurza ją pewien facet, z którym musiała współpracować, za każdym razem nazywała go gburem. Próbowałam ją wtedy uspokoić, mówiłam, że w pracy trafiają się różni ludzie i trzeba jakoś sobie z tym poradzić.
Po jakimś czasie, w czasie jednej z rozmów, powiedziała, że się zakochała w to z wzajemnością. Ucieszyła mnie też bardzo wiadomość, że już za dwa tygodnie miała przyjechać ze swoim wybrankiem do Polski na urlop.
Byłam bardzo podekscytowana perspektywą tego spotkania. Strasznie stęskniłam się za córką, a poza tym umierałam z ciekawości, kim jest jej tajemniczy wybranek (mówiła o nim bardzo mało). W końcu nadszedł dzień ich przylotu. Przygotowałam trzydaniowy obiad, dom lśnił czystością, a ja wraz z mężem siedziałam jak na szpilkach, oczekując przybycia gości. W końcu przyjechali – moja córka rozpromieniona i kwitnąca (od razu wiedziałam, że jest szczęśliwa) i jej partner – bardzo miły i szarmancki, z bukietem kwiatów dla mnie i butelką dobrego alkoholu dla męża. Po przywitaniu udałyśmy się na plotki, panowie pozostali w salonie, rozmawiali o sytuacji politycznej i samochodach, a te tematy niekoniecznie nas interesują. W naszym mieszkaniu jednak kuchnia znajduje się bardzo blisko salonu, więc z jednego pomieszczenia dokładnie słychać, co dzieje się w drugim.
W pewnej chwili zapytałam córkę, czy polepszyły się jej stosunki z tym gburem z pracy, który przecież zachowywał się beznadziejnie i tak często o tym słyszałam. Wtedy nagle w kuchni znalazł się jej wybranek i powiedział – Wie pani, tak się składa, że to ja jestem tym gburem.
Gdybyście widzieli wtedy moją minę – myślałam, że zapadnę się pod ziemię! Ale jak widać sprawdza się powiedzenie „ kto się czubi, ten się lubi”. Młodzi przygotowują się już do ślubu.