Od pewnego czasu jednak nasze wspólne życie jest trudne do zniesienia. Sypiamy osobno (on sam to zaproponował ze względu na to, że okropnie chrapie), nie rozmawiamy już właściwie, co najwyżej dzielimy się informacjami pod tytułem – trzeba zawieźć małego do przedszkola, zapłacić rachunki za światło, kupić pomidory na jutro. Gdy tylko próbuję pogadać z nim o tym, że chyba coś jest nie tak, on trzaska drzwiami i wychodzi z domu. Ostatnio zauważyłam nawet, że bez powodu podnosi głos na naszego synka. Jest też okropnie leniwy, często robi mi na złość. Gdy wie, że mi na czymś zależy, robi wszystko, aby to się nie udało (nawet jeśli chodzi o głupie rodzinne wyjście do zoo czy moją wizytę u fryzjera). Wydaje mi się, że po prostu już go nie kocham, a on nie robi nic, żeby tę sytuację zmienić.
Coraz częściej zastanawiam się nad rozwodem, a przynajmniej separacją. Rozmawiałam o tym z przyjaciółką i ona powiedziała, że powinnam zostać z mężem dla dobra dziecka, że nie mogę rozbijać rodziny. No ale naszej rodziny już w zasadzie nie ma, a mąż nie robi nic, żeby poprawić jakoś tę sytuację, chociaż prosiłam go o to wielokrotnie. Co zatem zrobić, zostać czy odejść?