Finansowo też wiedzie nam się nie najgorzej. Jest tylko pewien problem – ja zupełnie nie mam instynktu macierzyńskiego i nawet nie wiem, czym on w zasadzie miałby się objawiać.
Owszem, mogę przez chwilę pobawić się z dzieciakami przyjaciółek, ale nigdy nie miałam takiej sytuacji, żeby rozczulały mnie jakieś maleńkie śpioszki czy buciki. Nie zaglądam kobietom do wózków ani niż z tych rzeczy.
Może to też trochę wygodnictwo, bo jakoś nie wyobrażam sobie, że miałabym zamienić wygodne życie (czytanie godzinami książki, jeśli mam na to ochotę, weekendowe wyjazdy, uprawianie wielu dziedzin sportu) na pieluszki, zasypki i przygotowywanie jedzenia dla malucha. Kiedyś opowiedziałam o tym jednej znajomej w przypływie szczerości (ona jest właśnie w trzeciej ciąży), dowiedziałam się od niej, że jestem jakaś dziwna, bo przecież rola kobiety to bycie matką.
Według mnie takie spojrzenie może i kiedyś miało sens, teraz przecież kobiety żyją niekiedy zupełnie inaczej i czują się z tym dobrze. Czy rzeczywiście tak jest? Czy nie można być bez dziecka kobietą spełnioną? Jak Wam się wydaje?