I szczerze mówiąc nigdy nie uważałam, żeby było to coś karygodnego. Tak mnie wychowali rodzice, oni z kolej zostali tak wychowani przez dziadków – wszyscy wyrośli na porządnych ludzi.
Oczywiście wykluczam jakieś poważne bicie z użyciem kabli czy pasów, nigdy nie krzywdzę mojego dziecka, nie wyżywam się na nim.
Całe moje otoczenie wie, że jestem dobra i kochającą matką. Nie pomyślcie sobie, że jesteśmy jakąś patologiczną rodziną, o problemach której słyszy się w wiadomościach telewizyjnych, bo to kompletnie nie jest tak. Po prostu gdy już bardzo wchodzi nam na głowę, dostaje klapsa albo reprymendę. Wiem, że w dzisiejszych czasach jest to bardzo niepopularny sposób na wychowanie dziecka, no ale cóż, w moim przypadku naprawdę dobrze się sprawdza.
Kocham mojego synka, często mu o tym mówię i okazuję to jak najczęściej. Ale klapsy też daję. Czy to oznacza, że jestem jakąś złą, wyrodną matką? Czy może inni po prostu przesadzają z tym wychowaniem bezstresowym i potem dzieciaki wchodzą im na głowę?