Musicie wiedzieć, że w mojej rodzinie na raka piersi zmarły aż trzy kobiety. Od razu wyobrażałam sobie najgorsze scenariusze. Miałabym zostawić na tym świecie męża dwa lata po ślubie? Ta wizja była dla mnie przerażająca.
Następnego dnia miałam mieć wizytę u lekarza. Nie wyglądało to dobrze, doktor powiedział, że musimy być przygotowani na najgorsze, ale w razie czego są różne możliwości, chemioterapia, radioterapia, leczenie eksperymentalne. Jednak na ostateczne wyniki badań miałam poczekać jeszcze kilka dni.
Czułam się strasznie, zaraz po wizycie postanowiłam powiedzieć o wszystkim mężowi. Sama w sumie nie wiem, czemu nie zrobiłam tego wcześniej. Widać było, jak bardzo zmartwiła go i przytłoczyła ta wiadomość. Stwierdził jednak, że „na pewno wszystko będzie w porządku”. Jeśli chodzi o wsparcie, nie otrzymałam go zbyt wiele – ale w sumie w naszym związku zawsze to ja byłam psychicznie bardziej wytrzymała.
Mimo ogromnego stresu, jaki mi towarzyszył, postanowiłam żyć normalnie, następnego dnia poszłam więc do pracy. Gdy wróciłam, zdawało mi się, że pewnych rzeczy w naszym domu brakuje. Otworzyłam szafę i od razu spostrzegłam, że nie ma tam rzeczy męża. W kuchni czekała karteczka, napisał na niej: „Przepraszam, ale to dla mnie zbyt trudne, nie chcę patrzeć na Twoje cierpienie, nie mogę”. Prawie straciłam przytomność, taki to był dla mnie cios. Parę dni temu okazało się, że prawdopodobnie mam nowotwór, a teraz jeszcze zostawił mnie mąż.
Wzięłam kilka dni urlopu, postanowiłam pobyć sama z sobą przez te kilka dni, jakie czekały mnie do ostatecznego „wyroku”. Bardzo dużo spacerowałam, pojechałam też do siostry i opowiedziałam jej o wszystkim, odwiedziłam przyjaciółkę, której nie widziałam kilka miesięcy.
Nadszedł dzień, kiedy miała się ostatecznie wyjaśnić moja sytuacja. Nie, nie szłam do szpitala sama – towarzyszyła mi siostra. Weszłam do gabinetu jak na ścięcie. Usłyszałam jednak: Pani Marto, proszę się nie denerwować, to zwykły tłuszczak, nic groźnego. Nie pamiętam dokładnie swojej reakcji, kojarzę tylko, że ucałowałam i uściskałam doktora, dziękując mu chyba dziesiątki razy.
Tak, jestem zdrowa, ale mój mąż (pewnie już niebawem były) o tym nie wie. Zresztą po co? Okazał się dupkiem, a przecież mieliśmy być razem na dobre i na złe. Jednak nie jest mi potrzebny taki tchórz. Zajmuję się teraz sobą, jestem wolontariuszką w hospicjum, poznałam mnóstwo nowych ludzi, którzy dają mi energię do życia…