Musicie wiedzieć, że mam spore powodzenie u facetów, nieskromnie przyznam, że nie wyglądam źle, można ze mną porozmawiać o wszystkim, jestem raczej wesołą osobą. Tak się stało, że w ciągu ostatniego miesiąca poznałam dwóch facetów. Z jednym z nich widziałam się jak dotąd raz, z drugim byliśmy już na czterech czy pięciu randkach. I chociaż mówią, że od przybytku głowa nie boli, ja mam teraz wielki problem, bo kompletnie nie wiem, którego z nich wybrać. A to skrajnie różni faceci.
Marek jest typem intelektualisty, można z nim dyskutować na wszystkie tematy, jest bardzo szarmancki i wrażliwy. Kiedy po wspólnej kolacji wychodziliśmy z restauracji, oddał mi swoją marynarkę, żebym nie zmarzła. Bardzo dobrze czuję się w jego towarzystwie. To taki typ chłopaka – kandydata na męża, którego każda matka by polubiła, gdyby został jej przedstawiony. Brakuje mu tylko spontaniczności i szaleństwa, to typ człowieka spokojnego i ułożonego. Skończył studia, ma dobrą pracę.
Paweł natomiast to zupełne jego przeciwieństwo. Taki bad boy, niezwykle przystojny i wysportowany, z błyskiem w oku. Jednak raczej nie jest zorientowany w sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie, sam przyznał, że bardzo rzadko czyta książki. Studia rzucił na trzecim roku – stwierdził, że mu się znudziły. Nie wydaje się też zbyt ambitny, pracuje w niezłej firmie tylko dlatego, że należy ona do jego ojca. Ale z kolei jest to facet, który po prostu przyciąga mnie jak magnes – chociaż nie wiem, czy związek z nim byłby stabilny.
Nie chcę ich zwodzić, nie jestem typem kobiety, która działa na dwa fronty, wiem, że już niedługo muszę zerwać kontakt z jednym z nich, by zdecydować się na budowanie czegoś z tym z drugim. Tylko z którym zakończyć znajomość, a któremu dać szansę na coś więcej? Wybrać spokojnego i uporządkowanego Marka, czy szalonego Pawła, z którym kąpałam się parę dni temu nago w jeziorze, ale który może okazać się niepewnym jutrem?