Chodziliśmy na długie, romantyczne spacery w świetle księżyca, jeździliśmy na wycieczki za miasto – jednym słowem sielanka. Po kilku miesiącach stwierdziliśmy, że zostaniemy parą. Pierwsze miesiące naszego związku były jak z bajki. Między nam nie było żadnych zgrzytów. Dopiero w czerwcu zaczęło się coś psuć.
Nawet nie pamiętam, o co się kłóciliśmy – zazwyczaj były to zwykłe błahostki wynikające z różnić w podejściu do życia. Początkowo myślałam, że wszystko to minie jak zaczniemy spędzać ze sobą więcej czasu. Niestety praktycznie z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Pewnego dnia miłość mojego życia oświadczyła, że musimy poważnie porozmawiać. Myślałam, że jest już zdenerwowany całą sytuacją i chce zakończyć ten związek. Pełna obaw udałam się na spotkanie z nim. Przywitał się ze mną jak zawsze, pocałował w usta, zapytał jak było w szkole – zachowywał się zupełnie normalnie. Każde z nas powiedziało, co leży mu na sercu i co nie pasuje mu w drugiej osobie.
Wytłumaczyliśmy sobie wszystko, jednocześnie obiecując, że już nigdy nie dojdzie do podobnych sytuacji. Przy końcu rozmowy mój wybranek wyjął z kieszeni starannie złożoną kartkę i kazał mi ją przeczytać. Okazało się, że był to… regulamin związku. Zatkało mnie. Za wszystko, co robiłam dobrze miałam dostawać dodatnie punkty, zaś za wszystko, co robiłam źle ujemne. Jeżeli w ciągu dnia udało mi się zebrać pięć punktów dodatnich, następnego mogliśmy się ze sobą spotkać, jeśli nie – widzieliśmy się dopiero wtedy, kiedy liczba punktów się zgadzała. Tak, więc za kłótnie, podniesiony ton, płacz, powtórzenie jednej prośby więcej niż dwa razy etc. dostawałam ujemne punkty, zaś za uśmiech, „siedzenie cicho”, bycie miłą, zgadzanie się z jego zdaniem dostawałam dodatnie punkty. Gdy to przeczytałam, wybuchłam śmiechem – myślałam, że to żart. Jednak on był śmiertelnie poważny.
Kazał zabrać mi kartkę ze sobą, powiesić w widocznym miejscu i się do niej zastosować. Przez kilka dni miałam poważny problem z akceptacją tego głupiego świstka. Po tygodniu czasu nie wytrzymałam. Powiedziałam mu, że nie chce być w takim związku i że jak mam podporządkowywać się regulaminowi to on może spadać. Przestałam się do niego odzywać, odbierać telefony. Po dwóch tygodniach przyszedł do mnie z kwiatami. Przeprosił mnie, stwierdził że „zabawa” z regulaminem była głupia i obiecał, że już nigdy nie wpadnie na tak głupi pomysł. Od tej pory wszystko zaczęło się między nami układać. Do dziś jesteśmy razem!