Nagle zobaczyłam, że na ławce siedzi starsza kobieta. Gdy znalazłyśmy się bliżej, wstała i zwróciła się do mnie (a potem do mojej córeczki) po imieniu. A jestem pewna, że nigdy wcześniej jej nie widziałam i z pewnością się nie znamy! Potem przytoczyła kilka innych faktów z mojego życia i wszystko się zgadzało! Mówiła, że pochodzę z rozbitej rodziny, nie udało mi się skończyć studiów (rzeczywiście przerwałam je w połowie ciąży, bo była ona zagrożona).
Najgorsze jednak, że pod koniec powiedziała – Uważaj, dziecko, czeka Cię niebezpieczeństwo, nie wsiadaj do zielonego auta. Musicie wiedzieć, że samochodem tego właśnie koloru poruszamy się z rodziną. Próbowałam pytać, skąd ma takie informacje, czy mnie zna, kim jest. Kobieta odwróciła się i odeszła, a ja i moja córeczka zostałyśmy.
Mała rzecz jasna niczego nie zrozumiała, zapytał mnie tylko, kto to jest ta śmieszna pani. A ja stałam jak wryta i nie mogłam zrobić kroku. Po powrocie do domu opowiedziałam o wszystkim mężowi. On jednak stwierdził, że to znajoma naszych rodziców albo jakaś sąsiadka, która o dziwo wie tyle o nas z jakiegoś źródła. Kiedy wspomniałam o tym, co mi powiedziała o zielonym samochodzie, mąż zaczął się śmiać. Według niego nie powinnam przejmować się słowami jakiejś wariatki, muszę o tym zapomnieć.
Ale mnie cały czas siedzi to wszystko w głowie. Bo niby skąd jakaś przypadkowo spotkana kobieta wiedziałaby tyle na temat naszego życia? Przecież podobno na świecie żyją ludzie obdarzeni jakąś specjalną mocą, jasnowidzący. Może właśnie spotkałam kogoś takiego i ma mnie to ostrzec przed jaką tragedią?
Błagam od wczoraj męża, żebyśmy sprzedali nasz samochód. On nadal się z tego wszystkiego śmieje, ale przecież coś musi w tym być! Czy Wy też uważacie, że popadam w obłęd i powinnam o całej sprawie zapomnieć? Czy może jednak pozbyć się naszego auta, dmuchając tym samym na zimne? Jak postąpilibyście, gdybyście znaleźli się w takiej sytuacji?