Dwa miesiące temu wyszłam za mąż. Przed ślubem nie mieszkaliśmy razem, teraz jednak prowadzimy, jak to się mówi, wspólne gospodarstwo domowe. Nadal nic mi się nie udaje, jeśli chodzi o zajmowanie się domem – kwiaty więdną, odkurzacz ciągle się psuje, a podłogi nadal są brudne mimo podejmowanych przeze mnie, usilnych prób ich czyszczenia.
Pewnego dnia nie wytrzymałam i rozpłakałam się z tego powodu przy mężu. Powiedziałam mu, żeby lepiej znalazł sobie kobietę, która potrafi prowadzić dom, piecze pyszne ciasta i prasuje kołdry. On przytulił mnie tylko do siebie i powiedział: Skarbie, gdybym chciał takiej żony, poślubiłbym perfekcyjną panią domu, a nie ciebie! Popłakałam się (tym razem z radości).
Mój facet musi mnie naprawdę kochać, jedząc ze mną pierogi z paczki i nie przejmując się tym, że jego koszule do pracy uprasowane są raczej żałośnie!