Jechałam pociągiem relacji Łódź – Koszalin. Szczerze mówiąc średnio miałam ochotę na rozmowy ze współpasażerami, ale doszłam do wniosku, że może trochę niegrzecznie będzie odcinać się od nich i czytać książkę albo słuchać muzyki z odtwarzacza.
Kobieta, o której piszę, wsiadła mniej więcej w połowie trasy, od razu zwróciła na siebie moją uwagę, miała bowiem w oczach jakąś taką… niezwykłość, jakiej nigdy u nikogo nie widziałam. Poczułam, jakby była moim odbiciem, dopełnieniem, jakbym znała ją od wielu lat.
Musicie wiedzieć, że w wieku kilku miesięcy zostałam adoptowana, rodziców nigdy nie poznałam. Podobny los spotkał moją kilkuletnią siostrę – nigdy potem się już nie spotkałyśmy, podobno rodzina adopcyjna zabrała ją granicę. Wiele razy podejmowałam próby jej odnalezienia – kończyły się jednak niepowodzeniem.
Nie pytajcie, jak to się stało, ale gdy zobaczyłam tę kobietę w pociągu, od razu wiedziałam, że jest to moja siostra. Zaczęłyśmy rozmawiać i opowiadać sobie nawzajem swoje losy. To było naprawdę niezwykłe, magiczne, na zmianę płakałyśmy i śmiałyśmy się, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście.
Nigdy nie wiadomo, jaki scenariusz przyniesie nam życie. Cieszę się, że jechałam tym pociągiem, że siostra wybrała ten sam przedział, że los znów nas z sobą zetknął. Mamy sporo do nadrobienia…