Nienawidzę ich już od dzieciństwa. Pamiętam, jak mój tato palił, gdy byłam mała, w domu wiecznie śmierdziało dymem, aż robiło mi się niedobrze. Niestety Artur też jest palaczem. Choć stara się przy mnie robić to jak najrzadziej, zdarza mu się niekiedy „pójść na dymka”. Gdy wraca, nie jestem w stanie się do niego zbliżyć, każę mu od razu myć zęby, jednak i to nie do końca pomaga.
Możecie powiedzieć, że to głupie, że ludzie mają poważniejsze problemy – ale to dla mnie strasznie frustrujące. Kilka razy prosiłam go o to, żeby rzucił to świństwo. Jak na razie twierdzi, że pali zdecydowaniem mniej, ale nie jest w stanie z dnia na dzień przestać. Mówił, że mnie kocha, ale ludzie powinni akceptować się w związku nawzajem, ze swoimi zaletami i słabościami.
Naprawdę kiepsko czuję się z tym jego paleniem, od dymu papierosowego robi mi się niedobrze. Czy zatem powinnam postawić mu coś w rodzaju ultimatum: ja albo papierosy? Czy to jednak przesada i powinnam, tak, jak mówi, zaakceptować to i modlić się w duchu, żeby przestał?