Jednak wiadomo, że życie pisze zupełnie inne scenariusze od tych, których oczekujemy. Nie bez powodu mawia się przecież, iż aby rozśmieszyć Boga, należy opowiedzieć mu o swoich planach.
Narzeczony zostawił mnie dzień przed moimi dwudziestymi piątymi urodzinami. Stwierdził, że chyba jednak nie pasujemy do siebie, a poza tym poznał kogoś, zakochał się, więc chyba nie mogę stanąć na drodze do jego szczęścia. Nie, nie stanęłam. Czułam się naprawdę strasznie, ale nie błagałam go o to, żeby został. Tak więc zyskałam już stuprocentową pewność, iż nie zostanę żoną w wieku 25 lat, ba, nawet nie będę wtedy w związku.
Niecały rok później poznałam Tomka – i bardzo szybko zakochałam się w nim po uszy. Nie był może zachwycająco przystojny ani bogaty, ale ujął mnie wieloma innymi zaletami.
Pamiętacie, gdy pisałam, że jako mała dziewczynka pragnęłam, aby tylko mój mąż pracował? Cóż, w tym przypadku także rzeczywistość jest inna. W tym momencie to ja chodzę do pracy, a mój małżonek jest na „tacierzyńskim” . Tak, bo mamy dzieci – dwóch uroczych synków bliźniaków, Szymona i Macieja.
Piszę to wszystko po to, abyście też mogli sobie uświadomić, że planowanie swojego życia w najmniejszym szczególne nie ma żadnego sensu. Lepiej po prostu cieszyć się tym, co los nam daje!