Tak naprawdę dopiero w liceum stwierdziłam, że kiepsko to wszystko wygląda – a raczej, że to ja kiepsko wyglądam. Inne dziewczyny z powodzeniem mieściły się w obcisłe dżinsy rozmiaru 36, zakładały bluzeczki, które nie sięgały nawet pępka. Ja nie mogłam sobie na coś takiego pozwolić. W wieku lat osiemnastu zaczęłam na poważnie się odchudzać.
Wypróbowałam chyba wszystkie istniejące na świecie diety. Kopenhaska, Dukana, strażników wagi, Dąbrowskiej – za każdym razem dopadał mnie potworny efekt jojo. Chodziłam głodna i rozdrażniona, a jednocześnie nadal gruba. Oczywiście chłopaka też nie mogłam sobie znaleźć, bo który z nich chciałby spotykać się z dziewczyną, której waga jest dwucyfrowa (ważyłam wtedy już 115 kilogramów przy wzroście 160). Zaczęły się problemy ze zdrowiem ,miałam coraz mniej sił. To już nie była kwestia wyglądu, ale także mojego życia.
Któregoś dnia natrafiłam na informację na temat operacji zmniejszenia żołądka. Może to będzie najlepsze rozwiązanie w moim przypadku – pomyślałam. Naprawdę nie było chyb na świecie diety, której bym nie przeszła. Zawsze z bardzo mizernym skutkiem (a właściwie zupełnie odwrotnym niż zamierzony). Zaczęłam się tą sprawą interesować na poważnie, po kilku konsultacjach okazało się, że ten zabieg jak najbardziej może być w moim przypadku wykonany! Musiałam poczekać jedynie miesiąc – to było bardzo niewiele w porównaniu z latami bycia otyłą.
Nadszedł w końcu dzień operacji, denerwowałam się jak diabli. Nie lubię szpitali, tej całej medycznej otoczki, zastrzyków, kitli etc – ale przecież właśnie miało się zacząć moje nowe życie. Nie było żadnych komplikacji, dlatego po kilku dniach mogłam spokojnie opuścić szpital.
Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo cieszę się z decyzji, którą wtedy podjęłam. Dziś ważę niecałe siedemdziesiąt pięć kilogramów (ktoś może powiedzieć, że chudzinką mimo wszystko nie zostałam - i będzie miał całkowitą rację). Ale nie męczy mnie już wchodzenie na drugie piętro, z powodzeniem wchodzę w ubrania rozmiaru 42, a czasami zdarzy się i 40. A przede wszystkim w końcu zaakceptowałam swoje odbicie w lustrze – i jakimś dziwnym trafem ten widok bardzo spodobał się pewnemu chłopakowi, z którym od niedawna się spotykam. Trzymajcie za nas kciuki!