Kilka dni temu postanowiłam zmienić nieco swoją stałą trasę, bo stała się ona dla mnie zwyczajnie nudna. Zatem zamiast pięknym, zadbanym skwerkiem, miałam wracać do domu przez, delikatnie mówiąc, mało prestiżową dzielnicę mojego miasta. Roiło się tam od dziwnych osób, alkoholików i bezdomnych – ale przecież nie zmierzchało jeszcze, więc czułam się w miarę bezpieczna.
Dziarsko kroczyłam ulicą, kiedy nagle usłyszałam płacz dziecka. – Może któryś z dzieciaków zranił się i potrzebuje pomocy dorosłej osoby – pomyślałam i zaczęłam kierować się w stronę, z której dochodził ów dźwięk. Było to szare, okropne podwórko typu studnia, bez jakiegokolwiek drzewka czy ławki. Wyobrażałam sobie, że za chwilę zobaczę dziecko obok przewróconego rowerka albo takie, które będzie miało rozbite kolana i łokcie. Jak bardzo się myliłam…
W samym rogu podwórka zauważyłam bowiem mężczyznę, który próbował skrzywdzić małą dziewczynkę. Facet miał około pięćdziesięciu lat, widać było, że sporo tego dnia wypił, jego ubranie było brudne, a wygląd niechlujny. Dziewczynka miała na oko 6-7 lat, płakała i prosiła go, by zostawił ją w spokoju.
Nawet nie posądzałam samej siebie o tak wielkie pokłady zarówno odwagi, jak i siły. Wiedziałam, że nie mam zbyt wiele czasu nawet na wykonanie telefonu na policję, jakoś czułam też, że mój głośny krzyk o ratunek może w tym dziwnym miejscu pozostać bez odpowiedzi.
Podbiegłam do mężczyzny i z całej siły zaczęłam okładać go pięściami. Biłam wszędzie, byłam niczym w jakimś amoku, ale czułam tak ogromną wściekłość, że próbował skrzywdzić kilkuletnie dziecko. Nie wiem, ile to wszystko trwało, ocknęłam się dopiero, gdy jakiś człowiek zaczął odciągać mnie od tego faceta. –Już wystarczy – usłyszałam. Dziewczynka jest bezpieczna, a ten gnój nieźle przez panią poturbowany.
Okazało się, że jeszcze ktoś był świadkiem tej okropnej sceny i także postanowił interweniować. Policja została rzecz jasna wezwana na miejsce, ale dziwnym trafem funkcjonariusze uwierzyli w to, że facet molestujący dziewczynkę „po prostu się przewrócił, stąd te rany na jego ciele, siniaki i wybity ząb”. I wiecie, co? Nie żałuję swojej postawy.
Pewnie gdybym nie postanowiła udać się wtedy na to okropne podwórko, mogłoby dojść do prawdziwej tragedii. A tak Klara (bo tak dziewczynka ma na imię) najadła się po prostu sporo strachu!