Wiem tylko, że pewnego dnia spojrzałam na swoje uda i stwierdziłam, że są stanowczo a grube (a ważyłam 49kilogramów przy wzroście 165 centymetrów, więc możecie sobie wyobrazić, że wyglądałam bardzo szczupło). Ale wiadomo – młode dziewczyny miewają niekiedy mnóstwo kompleksów dotyczących własnego wyglądu. U mnie był tylko jeden – rzekoma otyłość. Nie, nie wpadłam w anoreksję, jak zapewne wielu z Was się wydaje. Jednak bardzo podstępnie zaatakowała mnie bulimia. Owszem, bywałam czasami na diecie (która kończyła się już po trzech dniach, gdy stwierdzałam, że jednak muszę się najeść). Bulimia w połączeniu z moim kompulsywnym objadaniem się to był naprawdę jeden wielki koszmar.
Niektórym może się wydawać, iż takie ”objedzenie się” polega na zjedzeniu kilku nadprogramowych kanapek w ciągu dnia czy też dużej paczki chipsów. Nie, to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Gdy miałam tak napad, dosłownie biegłam do sklepu i potrafiłam wydać nawet kilkadziesiąt złotych na słodycze.
Do koszyka pakowałam wszystko – nutellę, słodzone mleko w proszku, kilka czekolad, kilogramową pakę ciastek. Wracałam praktycznie biegiem, bo nie mogłam doczekać się rozpoczęcia mojej uczty (zawsze odbywały się one pod nieobecność rodziców). W biegu ściągałam buty i zaczynały się… do wszystkich zakupionych przeze mnie słodyczy potrafiłam wypić karton mleka i butelkę coli. Jednak wcale na tym nie poprzestawałam. Gdy chwilę odetchnęłam, szłam do kuchni zrobić sobie kanapki (a raczej pokroić cały chleb, posmarować go grubo masłem i ułożyć na kromkach wszystko, co znajdowało się w lodówce). Zdawało mi się nawet jeść surowy makaron czy ryż albo na wpół ugotowane ziemniaki – zdrowy człowiek tego nie zrozumie.
Zwykle po takiej uczcie próbowałam zmusić się do wymiotów – najczęściej mi się to udawało, żołądek dosłownie pękał mi z przejedzenia, czułam się okropnie, płakałam i wymiotowałam jednocześnie. Po pewnym czasie zaczęły psuć mi się zęby – bo przecież stanowczo za często miały one kontakt z sokami żołądkowymi.
Mój koszmar trwał prawie osiem lat – dopiero wtedy zdecydowałam się bowiem na terapię. Wychodziłam z tego cholerstwa naprawdę długo, ale widziałam już wtedy światełko w tunelu, wiedziałam też, że są ludzie, którzy mi pomogą. Pamiętajcie – jeżeli zdacie sobie sprawę z tego, że z Waszym odżywianiem coś jest nie tak, nie czekajcie tak długo, od razu zgłoście się po pomoc lub przynajmniej opowiedzcie o tym komuś!