Faktycznie nie pamiętam, żebym widziała u niej nowy ciuch, kosmetyk czy cokolwiek. Jest osobą samotną, jej mąż zmarł wiele lat temu, dzieci nie mieli. Mieszka w bardzo skromnym, dwupokojowym mieszkaniu w najtańszej w moim mieście dzielnicy. Często u niej bywam, lubimy się, mam do niej jakiś dziwny sentyment, który trudno mi wytłumaczyć.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy 3 dni temu Aniela pojawiła się w naszym domu. Powiedziała, że chce ze mną porozmawiać. Musicie wiedzieć, że intensywnie zbieram pieniądze na kupno własnej kawalerki, chciałabym być już niezależną osobą pod tym względem, poza tym u moich rodziców zwyczajnie brakuje już miejsca. Aniela oznajmiła, że „odłożyła parę groszy”, w związku z czym chciałaby mi pomóc i dołożyć się nieco do zakupu mieszkania. Nieco - to oznaczało dla mnie kwotę rzędu tysiąca złotych, może pięciu…Dla mnie dziesięć byłoby ogromną kwotą.
Nagle Aniela wyciągnęła z torby dużą reklamówkę z jednego z dyskontów. Owo „trochę grosza” okazało się… sześćdziesięcioma tysiącami złotych! Okazało się, że ciotka żyjąca tak oszczędnie dała radę sporo odłożyć. Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, oznacza to bowiem, że mogę spokojnie rozglądać się za kawalerką do remontu, bo mam już niezbędną kwotę pieniędzy!
Jak widać czasami osoby wyglądające niepozornie mogą nas zaskoczyć zerami na swoim koncie. A Anieli będę za to wdzięczna do końca życia!