Może to dlatego, że nie należę do osób szczególnie przebojowych, po trupach do ceku – to zdecydowanie do mnie nie przemawia. Przyznam szczerze, że coraz bardziej mnie męczy to bycie bezrobotną, bo ile można siedzieć w domu, nie zarabiając ani grosza? Dobrze chociaż, że mieszkam z rodzicami i nie muszę płacić za mieszkanie.
Ale do rzeczy – wczoraj koleżanka powiedziała mi, że na pewno przyjmą mnie do pracy w dyskoncie spożywczym, w którym i ona jest zatrudniona. Płacą nawet nieco więcej niż średnią krajową, a potrzebują kogoś na cito.
Tylko czy po to skończyłam studia, żeby teraz układać na półkach dżemy i majonezy? Boję się trochę, że gdy zacznę tam pracować, ugrzęznę na długo. Z drugiej strony pieniądze by się przydały. Ale czy nie warto poszukać jednak czegoś lepszego i bardziej ambitnego?