Mam dwadzieścia cztery lata. Jakiś czas temu jednak pewien ksiądz podczas spowiedzi powiedział mi, że chyba powinnam „trochę przystopować” – dokładnie takich słów użył.
Z sakramentu spowiedzi korzystam raz w tygodniu. Podczas jednej z ostatnich powiedziałam księdzu, że coraz bardziej boję się popełnić grzech. I nie chodzi tu o coś poważnego. Pilnuję się nawet, żeby nie pomyśleć czegoś złego o bliźnich.
Modlę się coraz więcej, na wieczorną mszę chodzę już właściwie codziennie. Poza Kościołem nie mam właściwie innego życia. Z pracy wracam zawsze od razu do domu. Czy myślicie, że naprawdę za bardzo poświęciłam się życiu w wierze i religii? Bardzo mnie słowa tego księdza zadziwiły, na początku myślałam, że się zwyczajnie przesłyszałam.
Ale powiedział mi też, że Bóg nie jest aż tak surowy, jak mi się wydaje, że wybacza ludziom grzechy i nie powinnam się tak tym wszystkim przejmować. Naprawdę myślicie, że przesadzam i powinnam trochę bardziej wyjść do ludzi, zainteresować się tym innym życiem?